Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/241

Ta strona została przepisana.

a kończąc zdanie zniżał głos wedle wszelkich reguł sztuki oratorskiej.
Mówił o potędze i dobrodziejstwach Międzynarodówki, a mowę tę wygłaszał zawsze w miejscowościach, gdzie zjawiał się po raz pierwszy. Objaśniał cel tego wielkiego Związku, który dążył do wyzwolenia proletaryatu. Wchodził w szczegóły organizacyi. Na samym dole — komuna wyżej — prowincya, wyżej jeszcze — naród, a na samym szczycie — ludzkości. Poruszał ramionami ilustrując stopniowanie to, kreśląc plan olbrzymiej katedry przyszłości. Potem przeszedł do wnętrznej administracyi, odczytywał statuty, wspominał o kongresach, powoływał się na potężny rozwój dzieła, rozrastanie się programu, który począwszy od walki o podwyżkę płac, teraz dochodzi powoli już do idei społecznego obrachunku i zniesienia pracy najemnej. Z kolei omawiał kwestyę solidarności robotników wszystkich narodowości, którzy wówczas osięgną taką potęgę, taką uczują potrzebę sprawiedliwości, że zmiotą z powierzchni ziemię zgniłą burżuazyę i stworzą nowe, wolne społeczeństwo, oparte na pracy, w którem nie będzie miejsca dla darmozjadów. Grzmiał teraz tak, że drżały festony róż papierowych na zadymionej powale.
Słuchacze rozgrzali się na dobre. Wylatywały z tłumu okrzyki.
— Oto idzie! Wiwat! Przyłączamy się wszyscy!
Nie przestawał mówić. Nim miną trzy lata, zapewniał, świat zostanie zdobyty. Wyliczał członków wszystkich narodowości. Tysiące stowarzyszeń przystępowały masowo. Nie widziano dotąd, by religia jakaś tak się szerzyła. Niebawem Międzynarodówka osiągnie przewagę nad kapitałem, podyktuje pracodawcom warunki, postawi im z kolei nogę na gardle.
— Tak, tak! Zemsta! Zemsta!
Ruchem ręki nakazał milczenie. Począł mówić o strejku. W zasadzie nie był za strejkami. Jestto środek działający za powoli, a przytem sprowadza na robotnika