Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/244

Ta strona została przepisana.

otwarły się nagle drzwi od sali i komisarz wpadł na nową barykadę utworzoną z piersi i brzucha pani Desir.
— I cóż wam przyjdzie z tego — krzyczała wdowa — że wszystko porozbijacie? Widzicie przecież, że niema nikogo!
Komisarz był człekiem flegmatycznym nienawidzącym scen wszelakich, zagroził przeto wdowie jeno, że ją każę zamknąć, zabrał swych czterech żandarmów i poszedł spisać protokół. Za ich plecami drwili sobie na potęgę z całej policyi Zacharyasz, Mouquet i inni, uradowani, że koledzy wyprowadzili komisarza w pole.
Ulicami Montsou biegli Stefan trzymający szkatułkę wraz z Pluchartem i Maheuem. Stefanowi przyszło na myśl, czemu nie widział Pierrona, Maheu biegnąc odparł, że Pierron choruje na arcywygodną chorobę, obawy kompromitacyi. Chcieli obaj zatrzymać Plucharta, ale oświadczył, że musi natychmiast jechać do Joiselle, gdzie ważna go czeka konferencya z obywatelem Legoujeux. Krzyknęli mu obaj w biegu: Dobrej drogi!... i sadzili dalej ile nóg starczyło ku Montsou. Stefan i Maheu zadyszani wyrzucali krótkie zdania. Cieszyli się. Niech jeno Międzynarodówka przyśle pieniędzy, kolej przyjdzie na akcyonaryuszy prosić, by podjęto pracę. A w tym galopie i tętencie po bruku miasteczka ciężkich butów robotniczych leżało jeszcze coś więcej, coś, jakby ponura zapowiedź burzy którą rozszaleć się miała niebawem po wszystkich koloniach zagłębia węglowego.

V.

Upłynęły dwa tygodnie, rozpoczął się styczeń, a mgły zimne przysłoniły pustą, skostniałą równię. Nędza wzrosła jeszcze po koloniach, głód skręcał robotnikom kiszki. Cztery tysięcy franków nadesłane z Londynu przez Międzynarodówkę wystarczyły ledwie na parę dni i to na