Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/246

Ta strona została przepisana.

jeść chleb. Była to matka jednego górnika z okolicy Cougny. Poszła do Joiselle, by pożyczyć od swej siostry dziesięć sous, ale nie otrzymała pieniędzy i wracając padła ot tutaj. Zjadłszy, odeszła na pół oszołomiona jeszcze.
— Może wstąpisz na kieliszek? — zapraszała go Mouquette uprzejmie.
Wahał się.
— Więc boisz się mnie jeszcze? — spytała.
Zwyciężony jej uśmiechem poszedł. — Usposobiła go dla niej dobrze ofiarność, z jaką dała chleba staruszce. Zaprowadziła go do swojej stancyjki i nalała dwa kieliszki jałowcówki. W stancyjce było czysto i Stefan złożył jej gratulacye z tego powodu. Zresztą rodzinie tej nie brakło środków do życia, stary Mouque nie opuścił swej służby w Voreux, jako stajenny zjeżdżał co dnia wdół, a Mouquette brała bieliznę do prania, co jej przynosiło trzydzieści sous dziennie. Można pobaraszkować czasem z chłopcami, ale nie musi zaraz przezto człek rozpróżniaczyć się.
— Powiedz, — szepnęła mu do ucha podchodząc i obejmując go serdecznie w pół — czemu nie chcesz mnie kochać?
Musiał się rozśmiać, tak go ubawił ton jej słów.
— Ależ kocham cię przecież! — odparł.
— Nie, nie, ja chcę inaczej! Wiesz, że schnę z tęsknoty za tem. Taką by mi to sprawiło radość!
Istotnie, od pół roku prosiła, by ją kochał. Przytulała się doń coraz to silniej, oplatała rękami, wznosiła nań oczy z takiem błaganiem o miłość, iż go to rozczuliło. Okrągła pełna twarzyczka jej o cerze zniszczonej węglem nie miała w sobie nic pociągającego, ale oczy błyszczały, a od całej postaci bił taki żar pożądania, iż wydała mu się ładną. Nie miał zresztą siły odmawiać, tak pokornie wyrażonej prośbie.
— Godzisz się! Nareszcie się godzisz! — zawołała.