Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/25

Ta strona została przepisana.

— No, no, nie trzeba się skarżyć, jestem jeszcze zdrów i silny. Niejeden, co ma jak ja czterdzieści dwa lata, ruszać już nie może nogami.
— Rozumie się mój stary — odparła żona — ale to nam nie przysporzy chleba... No powiedz co mam począć... Może ty masz jeszcze co pieniędzy?
— Mam dwa sous.
— Schowaj je sobie na szklankę piwa! Mój Boże, co ja pocznę? Sześć dni jeszcze, to okropność. Maigrat pokazał mi wczoraj drzwi, winniśmy mu już sześdziesiąt franków. Ha, cóż robić, pójdę do niego jeszcze raz, ale jeśli się uprze i odmówi nam kredytu?
I skarżyła się dalej nie ruszając się z pościeli, przymykając tylko chwilowo oczy gdyż ją raziło światło. Opowiadała szeroko o pustej szafami, o tem, że malcy domagają się podwieczorku, że kaszy już nawet niema w domu, że z wody tutejszej dostają ludzie kolek, że wreszcie hyba przez te sześć dni żyć będą chyba liśćmi kapusty gotowanemi w wodzie. Musiała podnieść głos, gdyż krzyk Estelki głuszył jej słowa. Krzyk ten stał się wreszcie niemożliwym do zniesienia. Maheu rozśwcieklony, porwał dziecko z kołyski, rzucił je na łóżko i wrzasnął wściekły.
— Weź ją, bo chyba zabije gadzinę! Przeklęty bęben! Nic temu nie brak, może ssać, a drze się głośniej od innych.
Estelka szukała też już piersi matczynej. Gdy ją matka wzięła pod kołdrę uspokoiła się zaraz i słychać było już tylko mlaskanie chciwych pokarmu warg.
— Pamiętasz przecież, że właściciele Piolaine kazali ci przyjść! — począł ojciec po krótkiem milczeniu.
— Tak spotkałam ich. Rozdają biednym dzieciom suknie.
Zrobiła gest niechęci i zwątpienia.
— Zresztą zaprowadzę tam dziś Lenorę i Henrysia. Ach, gdyby mi tak dali pięć franków!
Znowu zapanowało milczenie. Maheu skończył się ubierać. Chwilę stał bez ruchu, potem zakończył rozmowę.