nił ich jeno dzikimi, jak zwierzęta ścigane i woleliby byli teraz umrzeć, jak wyjść z domu. Poprzysięgli solidarność i tej solidarności dotrzymywali zarówno tu, jak i w kopalni, gdy jednemu koledze zdarzyło się nieszczęście. Inaczej być nie mogło, przeszli dobrą szkołę i umieli walczyć z losem. Od dwunastego roku życia w ciężkiej hartowali się pracy, więc nie trudno im było dać sobie radę z buntującym się żołądkiem, przeciwnie umacniało ich to jeszcze w wierze w swe siły i dumie i zagrzewało do ofiarności i walki.
Wieczór ten był dla Maheudów ciężkim. Siedząc dokoła wygasającego ogniska, na którem tliły ostatnie kawałki węgla milczeli wszyscy. Wypróżniwszy materace zdecydowano się przed dwoma dniami sprzedać zegar z kukułką, a izba bez jego tykotu wydawała się tem zimniejszą i pustszą. Na pustej szafarni stało już jeno różowe pudełko, skarb Maheudy, podarek od męża. Oba lepsze stołki sprzedano, a dziadek i dzieci siedzieli ściśnieni na starej, omszonej ławce przyniesionej z ogrodu. Padał zmierzch szary, od którego zimniej się jeszcze robiło.
— Co począć? — spytała Maheude skulona w kącie na ziemi pod kominkiem.
Stefan patrzył na portrety cesarza i cesarzowej przylepione na ścianie. Byłby je dawno sprzedał, gdyby nie opór ojca Maheu. Syknął jeno przez zęby.
— Prawda, za te głupie mordy, które gapią się na naszą nędzę nie dałby nikt ni dwu sous.
— Możeby sprzedać pudełko? rzekła po chwili z wahaniem Maheude.
Maheu siedzący na brzegu stołu ze zwieszonemi nogami i opuszczoną na piersi głową wyprostował się i odparł:
— Nie, nie chcę.
Maheude powstała z trudem i poczęła chodzić po izbie. Czyż podobna było przypuścić, iż przyjdzie do takiej nędzy! Pusto wszędzie, ni okruszyny chleba, niema do kogo zwrócić się, ogień dogasa!
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/250
Ta strona została przepisana.