Maheude nie mogła się zdecydować odejść. Ciepło ją objęło słodkie, a na myśl, że tu ludzie jedzą, poczyły jej dokuczać kurcze żołądka. Niewątpliwie wyprawili starą i zamknęli Lidyę, by zjeść w spokoju królika. Ach, niech mówi kto co chce, ale rozpustnej kobiecie wiedzie się zawsze.
— Dobranoc! — rzekła nagle.
Noc zapadła, a księżyc świecił poprzez chmury. Maheude nie poszła wprost przez ogrody, ale skręciła na drogę. Nie miała odwagi wracać. Domy stały czarne, zamknięte, wszędzie widny był głód. I na cóż pukać? W ostatnich tygodniach nawet zapach cebuli, ów zapach zwiastujący zdala mieszkania ubogich, znikł i teraz czuć było jeno piwniczny zaduch nor niezamieszkałych. Przygłuszone klątwy, gasły powoli, robiła się cisza, nędzarze padali na barłogi wyczerpani, a we śnie nawet wygłodniałych trapiły zmory skutkiem pustych żołądków.
Mijając kościół ujrzała przemykający cień. Poznała księdza Joire, proboszcza Montsou i podbiegła żywo. Pewnie miał coś do roboty w zakrystyi i wracał teraz do domu. Poznała po wypukłych plecach poczciwca, który chciał żyć w zgodzie z wszystkimi. Chodził nocami widocznie dlatego, by nie zostać dostrzeżonym i nie znaleść się w sytuacyi, gdzie trzebaby oświadczyć się po stronie jednych, lub drugich. Zresztą został już przeniesiony gdzieindziej i niedawno oprowadzał po Montsou swego następcę księdza chudego o połyskujących, krwawo oczach.
— Księże proboszczu! — zawołała Maheude.
Nie zatrzymał się nawet.
— Dobry wieczór! Dobry wieczór droga pani!
Maheude znalazła się znów pod drzwiami swego mieszkania. Weszła, gdyż nogi się pod nią uginały. Nikt się z miejsca dotąd nie ruszył. Maheu siedział na kraju stołu, Bonnemort i dzieci na ławce przytuleni do siebie dla rozgrzania. Nie przemówił nikt przez cały czas słowa, a kawałeczek świecy spalił się niemal cały i rzucał ostatnie już połyski. Na skrzyp drzwi dzieci odwróciły głowy, ale popuszczały je znowu widząc, że matka wróciła z ni-
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/254
Ta strona została przepisana.