wyjaśnić, że wdawać się z nią nie może, ze względu na towarzyszów. Nie czas teraz oddawać się roskoszom miłości, gdy oni przymierają głodem. Ale nie zastał jej w domu, postanowił tedy zaczekać w pobliżu. U stóp starej wieży znajdywał się napół zatkany otwór szachtu opuszczonego. Jedna belka sterczała jak szubienica nad dziurę z której wyrastały dwa spore już drzewa. Wejście było zarosłe i dzikie jak urwisko nad przepaścią. Walały się tu po ziemi belki, liny, śmieci i odpadki wszelkiego rodzaju. Stary szacht miano niedługo zasypać ale chciano przedtem ukończyć budowę wielkiego wentylatora, dla Voreux, której sztolnie dochodziły aż tutaj. Na razie więc inwalid służył za wentylator. Poprzestano na podparciu stemplowania ścian tu i ówdzie poprzecznicami, co niedozwalało zarazem na wydobywanie węgla, górne galerye zostawiono własnemu ich losowi, w dolnej jeno zapalono ogromne ognisko, co wytwarzałe tak piekielny żar i przeciąg, że powietrze z sąsiedniej kopalni pędziło tutaj z szybkością huraganu.
By dostać się w razie potrzeby na dół, zostawiono drabiny i miano je nawet od czasu do czasu naprawiać, ale nikt się o to bardzo nie troszczył, toteż gniły powoli, tak, że chcąc się dostać do pierwszej, trzeba było uchwycić się korzeni drzew rosnących nad otworem i szukać nogami szczebla.
Stefan stał ukryty za krzakiem, gdy nagle usłyszał szelest. Myślał zrazu, że to jaszczurka spłoszona ucieka, ale po chwili ujrzał błysk zapalonej zapałki i ze zdumieniem zobaczył Jeanlina. Chłopak zapalił świecę i znikł po chwili w szachcie.
Ciekawość ogarnęła Stefana. Zbliżył się i dojrzał światło i malca już na drugiej drabinie. Zawahał się, potem chwycił się korzeni drzewa i zawisł nad przepaścią. Już myślał, że będzie musiał skoczyć w niezmierną głąb, już poczęły mu cierpnąć ramiona, gdy dotknął nogą szczebla. Pomału począł schodzić w dół. Jeanlin widocznie nie dosłyszał żadnego hałasu, gdyż złaził dalej spokojnie. Świeca rzucała migotliwe błyski na ściany, a sylwetka chłopca
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/260
Ta strona została przepisana.