Ale masła nie było więcej jak na jedną kromkę. A trzeba było zrobić dla wszystkich czworga „kanapki“. Wreszcie wzięła nóż ukroiła kromkę, położyła na niej ser, potem ukroiła drugą pociągła ją odrobiną masła i zlepiła razem. Była to „kanapka“, jaką każdy robotnik brał ze sobą rano do kopalni. Niebawem na stole leżały wszystkie cztery, począwszy od wielkiej dla ojca, skończywszy na małej dla Jeanlina ukrojone najsprawiedliwiej w świecie.
Mimo, że była bardzo zajęta swą robotą, nie zapomniała widać historyi o nadzorcy i pani Pierron, o której mówił Zacharyasz, gdyż uchyliła drzwi wchodowych i wyjrzała ciekawie.
Wiatr dął lodowaty. W każdym domu kolonii robotniczej błyszczały światła i dolatywał szmer budzących się do pracy ludzi. Tu i owdzie drzwi się otwierały i czarne szeregi robotników snuły się już po ulicach ginąc w mrocznej jeszcze dali. Przyszło jej na myśl, że daremnie naraża się na przeziębienie, bo nakładacz Pierron śpi sobie najspokojniej, gdyż dopiero o szóstej wstać ma do roboty. Mimo to jednak stała spoglądając po kolei na domy. Jakieś drzwi się otwarły... właśnie u Pierronów... zaczerwieniła się z ciekawości. Ale to nie był Dansaert, tylko mała Lidya idąca do kopalni.
Syk wody pryskającej na węgle przypomniał jej o śniadaniu. Zamknęła drzwi i podbiegła do kuchni, gdzie woda z sagana rozlewała się na ogień gasząc go. Nie było w domu kawy, musiała więc zalać wodą wczorajsze fusy. Osłodziła potem tę kawę nędznym, żółtym cukrem i w tejże chwili weszli do izby bracia i ojciec.
— Psiakrew! — zaklął Maheu powąchawszy swą kawę. Niema się co obawiać, by nas z tego miała głowa rozboleć.
Wzruszył z rezygnacyą ramionami i rzekł:
— Ha, przynajmniej gorące... i to coś warte!
Jeanlin pozgarniał okruchy chleba, wsypał sobie do kawy, robiąc w niej w ten sposób
rodzaj zupy. Katarzyna skończywszy swą porcyę, resztę kawy zlała do blaszanych
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/27
Ta strona została przepisana.