Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/278

Ta strona została przepisana.

nagroda za pracę. Nędzarzy rzuca się na karmę maszynie, stłacza się ich jak bydło po koloniach poto, by chorych i ogłupiałych wyzyskiwać, jedno pokolenie za drugiem i miliony uczynić niewolnikami tysięcy zaledwie, posiadających narzędzie tortury, to jest kapitał.
Ale nadchodzą czasy nowe, robotnik przestaje być głupiem bydlęciem. W głębinach kopalń organizuje się armia obywateli. Kiełkuje tam posiew, który pewnego dnia przebije twarde skały i wydobędzie się na słońce, a wówczas zobaczymy, czy ośmieli się jakaś marna Kompania sześdziesięcioletniemu, schorzałemu starcowi po 40 latach służby ofiarować pensyi 150 franków rocznie. Tak! Praca zażąda obrachunku od kapitału, owego tajemniczego bożyszcza, które gdzieś w świątyni swej siedzi i ssie krew nędzarzy żywiąc się nią. Poszukają go robotnicy, zajrzą mu w twarz, a poświeci im łuna pożarów. Utopią w krwi tego wieprza plugawego, tego bożka obżartego mięsem ludzkiem.
Zamilkł, ale wyciągniętą ręką wskazywał kędyś w dali nieznanej, czatującego nieprzyjaciela.
Huragan oklasków i okrzyków zerwał się taki, że mieszkańcy Montsou musieli spoglądać na Vandame sądząc, że nastąpiło nowe zapadnięcie się gruntu. Nocne ptactwo latało przerażone migając jak czarne płaty na jasnem niebie.
Stefan chciał teraz dojść do konkluzyi.
— Koledzy... i cóż postanawiacie? Chcecie strejkować dalej?
— Tak, tak! — zahuczało.
— A cóż postanawiacie jeszcze uczynić? Klęska nasza jest pewną, jeśli jutro tchórze i zdrajcy sprawy staną do roboty.
Tłum zaryczał:
— Śmierć zdrajcom!
— Postanawiacie więc przypomnieć im ich obowiązki, skłonić do dotrzymania słowa? Otóż myślę, że musimy pójść do kopalni i obecnością naszą powstrzymać tamtych od zjeżdżania. Będzie to zarazem dla Kompanii dowodem,