Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/284

Ta strona została przepisana.

— Więc to coś poważnego? — mówiła. — Wobec tego zostajemy w domu. Obejdzie się bez nas na tej wycieczce.
Mówiła o umówionej przejażdżce na dziś popołudniu. Pani Hennebeau miała wyjechać karetą do Piolaine, zabrać Cecylkę, a potem wstąpić po panny Deneulin i zawieść wszystkie do Marchiennes do huty na śniadanie, na które je zaprosiła żona dyrektora. Była to dobra sposobność zwiedzenia warsztatów, pieców pierścieniowych i bateryj koksowych.
— Naturalnie, zostaniemy z tobą ojcze — oświadczyła Janka.
Pogniewał się.
— Cóż za brednie! Mówię, że to nic nie jest!... Zróbcie mi tę przyjemność i idźcie spać, a na dziewiątą bądźcie gotowe jak było umówione.
Ucałował je i wybiegł, a szmer jego kroków zginął wnet w oddali. Janka zatkała starannie flaszkę z wódką. Łucya schowała biszkopty i obie udały się na górę, zanotowawszy sobie w pamięci, że służący zostawił na stole serwetę, za co należała mu się bura.
Deneulin spiesząc poprzez ogród najkrótszą drogą, rozmyślał nad niebezpieczeństwem, jakie zagrażało jego majątkowi, owemu milionowi z Montsou, który zamienił na gotówkę w nadziei pomnożenia go. Cóż za ciąg nieprzerwany przeciwności? Niesłychane, nieprzewidziane koszta restauracyi kopalni, bardzo trudne, niemal rujnujące warunki eksploatacyi, potem groźny kryzys przemysłowy i to właśnie w chwili, gdy miał zacząć płynąć zysk! Otworzył małą furtkę. Zarysy budynków kopalni ledwie odcinały się na czarnem niebie. Na ciemni błyszczało kilka zaledwie latarń.
Kopalnia Jean Bart nie miała tego znaczenia co Voreux, ale odnowiona starannie, była „piękną kopalnią“ jak ją zwali inżynierowie. Nietylko rozszerzono o półtora metra szach ty, ale pogłębiono je do 708 metrów i zaopatrzono w nowe maszyny i ulepszenia wedle ostatnich wymagań techniki. Widoczne tu było nawet pewne stara-