szość pokładów. Przyznawał się do tego, że nigdyby, nie był w czasie ostatniego strejku podwyższył płac, gdyby nie był zmuszony pójść w ślad Montsou z obawy, że nie dostanie robotnika. Przedstawił im, że nic mądrego nie uczynią zmuszając go do sprzedania kopalni, gdyż wówczas pójdą pod straszliwe jarzmo Kompanii. On jest prywatnym przedsiębiorcą nie owym tajemniczym chciwym krwi bożkiem to jest Kompanią, która opłaca swych dyrektorów, by zdzierali skóry z robotników. Jako chlebodawca ryzykuje swój majątek oddaje swe zdolności, naraża swe zdrowie i życie. Zastanowienie pracy byłoby dlań ruiną gdyż nie ma zapasów, a obstalunki wykonać musi. Przytem kapitał utopiony w kopalni leżyć martwo nie może, bo w takim razie jakżeby zapłacił procenty od sum, które mu pożyczono, jakżeby wywiązał się ze swych zobowiązań? Byłaby to ruina zupełna.
— Tak moi drodzy — konkludował — chciałem was przekonać, dlatego szczerze i otwarcie powiedziałem wszystko. Przecież od człowieka wymagać nie można, by popełnił samobójstwo? A czy wam dam owe pięć centimów, czy zgodzę się na strejk to wszystko jedno. Jedno i drugie równa się dla mnie ostatecznej klęsce.
Zamilkł. Szmer głuchy przebiegł tłum. Część robotników poczęła się wahać. Kilkudziesięciu skierowało się ku otworowi zjazdu.
— Przynajmniej — rzekł dozorca — ci co chcą pracować, powinni mieć swobodę pracowania. Kto chce podjąć pracę?
Jedna z pierwszych wystąpiła Katarzyna. Ale Chaval szarpnął ją za rękę odrzucił wstecz i wrzasnął.
— Wszyscy jesteśmy solidarni! Szubrawcy jeno opuszczają towarzyszy!
I znowu porozumienie było niemożliwe. Zakotłowało znowu. Chętnych do podjęcia pracy odepchnięto w tył i przygnieciono ciężarem kilkuset ciał do muru hali zjazdowej. Przez chwilę jeszcze próbował zrospaczony Deneulin walczyć i siłą zmusić do posłuchu, ale wnet spostrzegł że to do niczego nie doprowadzi i cofnął się.
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/288
Ta strona została przepisana.