Przez chwilę siedział wyczerpany półprzytomny na stołku kontrolora, czując jeno niemoc swoją. Wreszcie uspokoił się do tyła, że kazał jednemu z dozorców zawezwać Chavala. Gdy się zjawił, ruchem ręki odprawił świadków.
Miał zamiar wybadać, co tkwi w Chavalu i po pierwszych słowach poznał, że ma do czynienia z człowiekiem zarozumiałym i pełnym zawiści. Począł tedy zaraz od pochlebstwa. Udał wielkie zdziwienie, że robotnik tak zdolny jak on jest zarazem na tyle nie rozważny, by sobie psuć karyerę. Dał mu do zrozumienia, że oddawna zwrócił nań uwagę w zamiarze udzielania mu szybkiego awansu i zakończył wprost ofiarowaniem mu miejsca nadzorcy. Chaval słuchał w milczeniu zrazu ze ściśniętymi pięściami, ale w miarę jak słuchał począł się zamyślać. W głowie mu huczało. Jeśli będzie upierał się dalej przy strejku nie zostanie nigdy niczem więcej jak narzędziem w rękach wpływowego Stefana, gdy tutaj otwierała mu się możliwość wstąpienia w szeregi przełożonych. Krew mu uderzyła do głowy, był oszołomiony. W dodatku widać że banda strejkujących już nie przyjdzie, zaskoczyło ich coś, pewnie zatrzymali ich żandarmi. Był czas najwyższy poddać się. Ale nie przestał potrząsać głową, bić się ostentacyjnie w piersi. Wreszcie wyszedł przyrzekłszy Deunelinowi, że uspokoi towarzyszy i namówi do podjęcia pracy. O schadzce wyznaczonej przez siebie górnikom z Montsou, nie wspomniał.
Deneulin pozostał w pokoju kontrolora, dozorcy odsunęli się też na bok, a Chaval wylazł na wózek i przez całą godzinę przemawiał. Część robotników wygwizdała go, stu ośmdziesięciu trwając przy postanowieniu do którego ich doprowadził sam Chaval odeszło z pogróżkami. Już była siódma, dzień wstał jasny choć bardzo mroźny. Nagle Deneulin posłyszał codzienny szmer kopalni, przerwaną pracę podjęto na nowo. Pierwsza ruszyła dźwignia maszyny, a z nią liny poczęły się zwijać na bębny. Potem zabrzmiały sygnały, klatki napełniły się, znikły pod ziemią wróciły puste, kopalnia poczęła pożerać swą codzienną
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/289
Ta strona została przepisana.