waczek w Tartarecie. Za duża była już, by wierzyć tym baśniom. Ale cóżby zrobiła, gdyby nagle ukazała jej się w szczelinie skalnej taka płomienista dziewczyna? Myśl ta ścinała jej krew w żyłach i zlewała całe ciało potem.
W odległości dwudziestu czterech metrów od sztolni, luzowała ją inna przesuwaczka i przesuwała wózek o taką samą odległość dalej aż do pochylni gdzie zbierały się wózki z różnych chodników i staczały w dół.
— O, wygodnieś się urządziła! — zauważyła luzująca Katarzynę przesuwaczka, chuda, trzydziestoletnia wdowa, ujrzawszy jej strój.
— Szkoda, że ja tego zrobić nie mogę. Ale chłopcy tam w dole stroili by sobie ze mnie żarty.
— I cóż mnie obchodzą chłopcy — odparła Katarzyna. — Nie mogę inaczej wytrzymać.
Potoczyła z powrotem wózek.
Najgorszem z wszystkiego było, że w tej sztolni prócz sąsiedztwa Tartaretu jeszcze inna była przyczyna gorąca. Biegła tędy stara opuszczona bardzo głęboka galerya kopalni Gaston Marie, którą to kopalnię zapalił przed dziesięciu laty wybuch gazów. Paliła się dotąd poza „podeszwą ogniową“ to jest grubą ścianą z gliny ciągle naprawianą, która miała zlokalizować ogień. Właściwie powinienby był wygasnąć wobec odcięcia powietrza, ale widocznie podniecał go jakiś nieznany przewiew podziemny, bo ogrzewał ścianę jak bratrurę pieca piekarskiego, tak, że w przechodzie parzyło człowieka. I to wzdłuż owego muru o temperaturze 60° musiała Katarzyna toczyć wózki.
Po dwu dalszych turach poczęło ją znowu dławić w gardle. Szczęściem chodnik pokładu Desirée był szeroki i wygodny, co umożliwiała wielka miąższość żyły węglowej. Strop był blisko dwa metry wzniesiony, hajerzy mogli pracować stojąco. Ale woleliby leżyć z przekręconym karkiem wzamian za odrobinę świeżego chłodnego powietrza.
— Cóż tam, znowu śpisz? — zawołał ponownie Chaval nie słysząc turkotu. — Widział kto drugą
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/293
Ta strona została przepisana.