Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/294

Ta strona została przepisana.

taką leniwą ropuchę? Dalej, bierz się do roboty... słyszysz?
Katarzyna stała oparta na łopacie chwiejąc się na nogach. Tak jej się nagle zrobiło, źle, że nie mogła odpowiedzieć, spoglądała jeno głupkowato na hajerów. Nie rozumiała Chavala.
Pół przygasłem wzrokiem widziała w czerwonem świetle lamp, tych podobnych do zwierząt, nagich mężczyzn pokrytych do tego stopnia pyłem węglowym i potem, że nie zdawali się nagimi. Poczęła się dziwić tym stosom pacierzowym poruszającym się w niepojętejś jakiej czynności. Wydali jej się małpami, to znowu piekielną wizyą smalonych członków potępieńców wydających jęk za każdem uderzeniem jakichś młotów niewidzialnych, bijących w nich bez ustanku.
Ale mężczyźni widzieli ją lepiej i żartowali z tego, że zdjęła spodnie.
— Ha, zaziębisz się, uważaj!
— Ale ona ma nogi! Wiesz co Chaval, wystarczyłoby dla dwu!
— O, trzeba to zbadać. Podnieśno do góry! Wyżej! Wyżej!
Chaval nie obrażając się za żarty, napadł na Katarzynę.
— O, ona to lubi! W sam raz do świństw wszelakich. Słuchałaby do jutra.
Z największym wysiłkiem zdołała Katarzyna napełnić swój wózek i poczęła go toczyć! Chodnik był za szeroki, by oprzeć stopy o szalowanie ściań, musiała szukać punktu oparcia na szynach żelaznych. Powoli popychała wózek i idąc z ciałem naprzód podanem. Gdy przyszła do rozpalonej ściany poczęła się na nowo męka. Odrazu oblał ją pot i ściekać począł z całego ciała jak deszcz. Ledwo uszła trzecią część drogi pot zalał jej oczy, koszula pokryta czarnym mułem zarobionego z potem pyłu węglowego przylepiła jej się do piersi, a ruchem lędźwi zasunięta w pachwiny zbiła się tam w wałek i poczęła gryść, tak że musiała znowu stanąć.