Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/304

Ta strona została przepisana.

i dragoni patrolowali po całej równi. Opowiadano, że przyszli z Douai skutkiem zdrady Rasseneura, który ostrzegł pana Hennebeau. Jedna przesuwaczka przysięgała nawet, że widziała służącego dyrektora niosącego depeszę do biura telegraficznego. Górnicy ściskali pięści i wypatrywali poprzez listwy okiennic żołnierzy na horyzoncie.
Ale około wpół do ósmej zjawiła się wieść inna, która uspokoiła zniecierpliwionych. Alarm był fałszywy, dragoni odbyli jeno jedną z owych demonstracyjnych przejażdżek, jakie prefekt z Lille nakazał od czasu wybuchu strejku. Górnicy nienawidzili tego urzędnika, i zarzucali mu, iż ich oszukał, obiecując interwencyę, a teraz nie robi nic, prócz straszenia ich odbywanemi co jakiś czas defiladami wojsk po ulicach Montsou. Gdy dragoni narobiwszy hałasu końskimi kopytami po bruku skierowali się najspokojniej do Marchiennes, chórem drwić poczęto sobie z prefekta, któremu nie śni się zapewne, by coś się stać mogło i to bezpośrednio przed awanturą. Aż do dziewiątej, stojąc przed domami gapili się najspokojniej na przejeżdżających. Mieszczuchy spali jeszcze, z przed budynku dyrekcyjnego odjechała kareta. Widocznie odjechała pani Hennebeau, zostawiając męża przy pracy, bo dom był milczący, zamknięty, jakby wymarły. Żadna z kopalń nie była strzeżona wojskiem i tu znowu okazano brak ostrożności, przewidywania, co najczęściej powoduje wszystkie katastrofy. Biła dziewiąta, gdy górnicy wreszcie poczęli ukazywać się na drodze do Vandame.
Stefan spostrzegł zaraz, że nie zbierze się trzy tysiące górników jak początkowo mniemał. Wielu sądziło, że manifestacyę odłożono, a gorsze jeszcze było to, że już poszły dwie, czy trzy grupy i mogły wszystko popsuć, gdyby nie zdążył stanąć na ich czele. Około stu wyruszyło przed świtem i czekało na resztę w lesie. Stefan poszedł spytać jeszcze Souvarina o radę. Maszynista jak zawsze, wzruszył ramionami i odparł:
— Głupstwo! Dziesięciu zdecydowanych zrobiłoby więcej jak ta cała banda.