Stefan spytał jeszcze:
— A gdyby się lina urwała?
— A... gdyby się urwała...
Górnik dokończył wymownym gestem i podszedł do klatki gdyż przyszła nań kolej. Usiadł wraz z kilku innymi w pustym wózku i zniknął. Za małą chwilę niespełna cztery minuty klatka wróciła po nowy ładunek „materyału ludzkiego“.
I przez pół godziny kopalnia pochłaniała istoty ludzkie z mniejszą, lub większą żarłocznością, stosownie do głębokości w jakiej mieli pracować, ale nie ustawała ani na chwilę ciągle głodna, nie mogąc napełnić olbrzymiego żołądka, gotowa całe plemię pożreć. Ludzie napływali ciągle i znikali w cichym łonie ziemi, a klatka wrcacała ciągle cicho, jak zwierz, którego żarłoczność nie ma granic.
Stefan doznał znowu niemiłego uczucia, jakie go opanowało już tam na wzgórzu. I na cóż czekać? Starszy nadzorca powie mu niewątpliwie to samo co wszyscy. Niewytłumaczona trwoga doprowadziła do tego postanowienia. Poszedł. Ale przed halą maszyn zatrzymał się znowu. Przez otwarte drzwi ujrzał tam siedm kotłów parowych i dwa ogromne piece. W obłokach białej, syczącej pary pracowali ludzie. Jeden z nich dosypywał do pieca węgli. Gorąco buchało z tamtąd takie, że odczuł żar stojąc na progu. Owiały miłem ciepłem chciał już wejść do środka, gdy dostrzegł grupę górników zbliżających się do kopalni. Był to Maheu ze swoimi i Levaque. Stefan ujrzał na czele idącą Katarzynę i na widok jej łagodnej chłopięcej twarzy przyszło mu na myśl, by jej zapytać o robotę.
— Powiedzno bracie... nie potrzeba tu robotnika? Do jakiejkolwiek pracy... ha?
Spojrzała nań, przerażona nieco tem pytaniem wychodzącem z ciemności. Ale Maheu idący za nią, dosłyszał. Odpowiedział, przystanął i wdał się z obcym w krótką rozmowę. Niestety pracy tu nie było. Ale tułający się po świecie, bezdomny robotnik wzbudził w nim sympatyę. Rozłączywszy się z nim rzekł do swoich:
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/32
Ta strona została przepisana.