Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/328

Ta strona została przepisana.

ją z namiętnością, której się wstydził. Byłby padł na kolana, gdyby chciała mu oddać jeszcze te resztki po innych. A oto te resztki ona dawała temu chłopcu.
Drgnął na odgłos dzwonka, którym kazał zawsze oznajmiać przybycie listonosza. Wstał i począł głośno wyrzucać z piersi, słowa dławiące go w gardle.
— A, do licha z waszemi depeszami! Niech was biorą djabli!
Szał go ogarnął, szał rospaczy, Dom jego był więc plugawą kloaką, żona heterą! Do obłędu doprowadzała go myśl, że z taką dobrocią z taką słodyczą zajęła się małżeństwem Pawła z Cecylką. A więc nie miłość nawet, popychała ją do występku, nie czuła zazdrości! Była to przewrotna zabawka, przyzwyczajenie obrzydliwe, smakoszostwo. Całą winę jej przypisywał. Paweł był jeno narzędziem jej, zbudzonego na nowo w późnym wieku apetytu, zielonym jabłkiem, które skradła po drodze i wbiła weń zęby. Kogóż obdarzy swemi względami, gdy zbraknie jej tego siostrzeńca tak mało skrupulatnego, który przywłaszczył sobie mieszkanie, jedzenie i żonę wuja.
Szelest u drzwi rozległ się znowu. Hipolit mówił przez dziurkę od klucza.
— Panie dyrektorze... są listy! Przyszedł też pan Dansaert.
Zaszedł wypadek zabójstwa.
— Do stu tysięcy djabłów, daj mi spokój! Idę zaraz!
Cóż miał uczynić? Czy wygnać ich jak psy wściekłe, gdy wrócą? Czy wziąść kija i krzyknąć, by sobie szli gdzieindziej ze swą plugawą zabawką? Ta duszna woń pokoju, ciężkie powietrze, to ich oddechy, ich spazmy namiętne. Przenikliwy zapach piżma, btóry bił zawsze od jego żony, to dowód nowy, jej przewrotnego, przytępionego węchu wymagającego ostrych odurzających woni. Zmysłowość znamionowały porozstawiane naczynia, pełna miednica, porozrzucana odzież, meble tego pokoju. W bezsilnej złości rzucił się na łóżko i tłukł w nie pięściami, tam gdzie dostrzegł odcisk kobiecego ciała. Ale puchowe poduszki