— Widzicie... nie trzeba narzekać... temu biedakowi jeszcze gorzej, niema dość pracy nawet dla tych, którzyby pragnęli zapracować się na śmierć.
Gromadka skierowała się prosto do ogrzewalni, obszernej sali ze ścianami z grubsza tylko otynkowanemi gdzie stały szafy z narzędziami i materyałami zamknięte na kłódki. Pośrodku sali stał otwarty na wszystkie strony piec tak naładowany rozżarzonym węglem, że kawałki jego z trzaskiem wypadały na udeptaną ziemię podłogi. Salę oświecał tylko ten piec siejący czerwoną łunę po ścianach powale i brudnych szafach pokrytych czarną sadzą.
W chwili gdy wszedł Maheu ze swoimi, dokoła pieca rozlegał się głośny śmiech. Około trzydziestu górników stało plecami do ognia, z lubością smarząc sobie kości. Schodzili się tutaj przed zjazdem, by nasycić się ciepłem i zabrać go nieco ze sobą do zimnej, wilgotnej kopalni. Właśnie śmiano się z Mouquette, małej ośmnastoletniej przesuwaczki, dobrej zresztą dziewczyny, której tłuste pośladki i piersi rozpierały kaftan i spodnie górnicze, tak, iż zdawało się, że lada chwila pękną. Mieszkała w Requillart wraz z ojcem starym stajennym Mouquem i bratem, który był też przesuwaczem. Ale sama zawsze szła do kopalni, ojciec i brat pracowali w innych godzinach. W porze letniej, w pszenicy, w zimie, gdzieś pod zabawiała się z jednym z licznych kochanków, których zmieniała co tydzień. Cała kopalnia przeszła przez jej ręce, wszyscy ją posiadali i opuszczali bez dalszych ceregieli. Gdy ją pewnego dnia prześladowano jakimś robotnikiem z fabryki gwoździ z Marchiennes, rozgniewała się na dobre i krzyczała w pasyi, że to posądzenie jej ubliża, że da sobie ramię odciąć, gdyby jej udowodniono, że wdaje się z kim innym prócz górników.
Właśnie dziś droczono się z nią.
— Więc już koniec z Chavalem? — mówił jeden robotnik. Wzięłaś sobie dla odmiany tego małego? Ależ on musi chyba wyłazić na drabinę!... Widziałem was pod Requillart i mogę przysięgać, że wlazł na kamień...
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/33
Ta strona została przepisana.