Wymawiała każde słową z rozwagą i badała jakie wrażenie wywrze na gościach. Widząc że pobledli z przerażenia dodała szybko:
— To draby! To draby!
Negrel widząc, że za późuo wsiadać do powozu i uciekać do Montsou rozkazał woźnicy szybko wjechać w podwórze i skryć powóz za stodołą. Sam uwiązał też swego konia, którego dotąd trzymał chłopiec. Gdy wrócił zastał kobiety przerażone i wybierające się z gospodynią do jej mieszkania. Ale prosił, by zostały. Tu zdaniem jego daleko bezpieczniej. Nikt nie mógł się domyślić, że są tutaj w stajni. Brama nie domykała się, a przez szpary można było widzieć spory kawał drogi.
— Odwagi! — rzekł Negrel. — W każdym razie drogo sprzedamy życie.
Żart ten zwiększył jeszcze przerażenie kobiet. Krzyki wzmogły się. Nic jeszcze widać nie było, ale czuło się, że nadciąga chmura brzemienna piorunami.
— Nie, nie chcę się patrzyć! — zawołała Cecylka i poszła zagrzebać się w słomie.
Pani Hennebeau blada siedziała pod ścianą i miotała wściekłe spojrzenia na bramę, a Łucya i Janka mimo strachu wyglądały przez szpary nie chcąc stracić żadnego szczegółu.
Burza nadciągnęła, rozległ się tupot nóg, od którego zdało się, że drży ziemia, ukazał się biegnący na czele, dmący w róg Jeanlin.
— Ma pani flakonik z perfumami? — spytał Negrel pani Hennebeau. — Lud francuski wydziela odór niezbyt miły!
Mimo zasad republikańskich lubił drwić z „hołoty“.
Ale dowcipy jego zgłuszył łomot nóg i ryki rozszalałego tłumu.
Ukazały się kobiety biegnące na przedzie. Było ich z tysiąc. Leciały jak furye z rozwianym włosem, okryte łachmanami, przez które przeglądało ciało nagie, ciało nędzarek zaludniających świat głodomorami. Niektóre niosły na rękach dzieci, podnosząc je w górę i wywijając niemi
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/331
Ta strona została przepisana.