Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/332

Ta strona została przepisana.

niby sztandarami smutku i zemsty: Inne, młodsze z ob nażonemi piersiami potrząsały kijami, a stare wiedźmy darły się i wyły jak wilki, aż im nabrzmiały grube żyły na piersiach. Za niemi pędziło przeszło dwa tysiące rozszalałych mężczyzn w tak zbitej masie, że nie można było odróżnić ani ich pobladłych spodni, ani podartych w strzępy kaftanów. Była to jedna plama koloru ziemi. Oczy ich pałały, usta były szeroko otwarte. Śpiewali, a raczej ryczeli Marsyliankę bezdźwięcznymi, ochrypłemi głosami, a śpiew głuszył łomot ciężkich sabotów po twardej ziemi.
Górą sterczał las sztab żelaznych, a pośród niego w powietrzu zawieszona niby sztandar, rysowała się na tle jasnego nieba jedna jedyna siekiera, ponura i krwi łakoma jak brzeszczot gilotyny.
— Co za straszne twarze! — Wyjękła pani Hennebeau.
Negrel syknął przez zęby:
— To ciekawe, nie mogę rozpoznać ani jednego z nich! Skądże się wzięli tu ci rozbójnicy.
Wściekłość, głód kilkutygodniowy i znużenie zmieniły wistocie dobroduszne zazwyczaj twarze górników Montsou w paszcze dzikich zwierząt. W tej chwili zachodzące słońce rzuciło na białą równię snop czerwonych blasków. Wszystko spłynęło krwią, droga, lecące jak furye kobiety, mężczyźni, siekiera, wszystko zajaśniało purpurą.
— Cudny widok! — szepnęły Łucya i Janka półgłosem tknięte malowniczością widowiska.
Ale przerażone cofnęły się zaraz ku pani Hennebeau spartej o dzieżę. Na myśl, że któryś z pędzących drogą mógłby je dojrzeć w stodole.... zdrętwiały. Śmierć była wówczas pewna. Negrel sam, choć zazwyczaj odważny, czuł, że blednie. Nie mógł się oprzeć drżeniu, choć się go wstydził, Cecylka zakopana w sianie leżała bez ruchu, a panny Deneulin odwracały głowy od straszliwego widoku, choć oczy ich rwały się patrzyć.
Była to wizya rewolucyi, która kiedyś nieohybnie przyjdzie i zmiecie posiadających z powierzchni ziemi. Tak, nadejdzie napewne czas, gdy lud zleje ulice ich krwią,