się Gregoirowie. Postanowili raz wreszcie udać się do państwa Hennebeau i kroczyli z minami ludzi przekonanych, że cała awantura, to jeno żart zacnych górników, których pokora i rezygnacya żywiła ich od stu lat. Strejkujący zgłupieli i zaprzestali rzucać kamieniami, z obawy, by nie trafić tego jegomościa i tej damy poważnej, którzy spadli jakby z nieba. Dali im spokojnie wejść do ogrodu, na schody i zadzwonić do zabarykadowanych drzwi. Właśnie wróciła też z urlopu pokojówka Rózia. Pochodziło z Montsou, znała wszystkich górników, uśmiechała się tedy do nich. Uderzeniami pięści zmusiła Hipolita do otworzenia drzwi. Ostateczny był też czas na to, bo ledwo znikli Gregoirowie, grad kamieni sypnął na nowo. Tłum oprzytomniał i rozszalały jeszcze bardziej krzyczał:
— Śmierć mieszczuchom! Niech żyje republika socyalistyczna!
Rózia uśmiechała się dalej, idąc kurytarzem. Rozśmieszyła ją przygoda i odezwała się do przerażonego służącego:
— O, oni nie mają niezłego na myśli! Znam ich!
Pan Gregoire spokojnie zawiesił kapelusz na wieszadłach. Potem pomógł żonie zdjąć gruby, sukienny płaszcz i rzekł:
— Oczywiście, robią głupstwa, krzyczą i na tem koniec. Wykrzyczą się i pójdą potem na kolacyę.
Zjawił się pan Hennebeau. Widział scenę z góry, Przyjął gości ze zwyczajną chłodną grzecznością i tylko bladość twarzy świadczyła o łzach przelanych przed chwilą. Teraz był to już jeno urzędnik, dyrektor, świadomy swych obowiązków i swej odpowiedzialności.
— Panie nie wróciły jeszcze! — rzekł.
Gregoirów opuścił nagle spokój. Cecylki jeszcze nie było! Cóż się z nią stanie jeśli te głupstwa potrwają czas jakiś?
— Miałem najszczerszą chęć rozpędzić tę hałastrę — dodał pan Hennebeau, ala niestety jestem sam i nie wiem nawet w którą stronę wysłać służącego po żandarmów.
Pokojówka Rózia, która przysłuchiwała się, wtrąciła:
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/339
Ta strona została przepisana.