— Mówię ci raz jeszcze — rzekł — że nie mogę nic poradzić. Próbuj się sam bronić. Radzę, idź natychmiast do domu. Słyszysz? Znowu wołają o chleb?
— Zgiełk wzrósł jeszcze i Maigratowi zdało się, że słyszy jak go wołają po nazwisku. Wracać nie mógł, byliby go rozszarpali, a do rospaczy i szaleństwa doprowadzała go myśl, że splądrują sklep. Przyłożył twarz do szyby drzwi wchodowych, pokrytej kratą i patrzył, a Gregoirowie przeszli do salonu.
Pan Hennebeau silił się na spokój, zabawiał gości, ale daremnie. Tak zabarykadowany, przed nastaniem wieczoru oświetlony pokój, tętnił okrzykami tłumu, a wrzaski te i uderzenia kamieni, mimo, że zgłuszone okiennicami i portyerami dolatały tu przecież, tem groźniejsze nawet i bardziej niepokojące, że głuche, niewyraźne. Rozmowa obracała się cięgla dokoła tego rozruchu niespodzianego. Pan Hennebeau mówił, że nie przeczuwał nic podobnego, ludzie bowiem jego nic takiego nie przewidywali. Niewątpliwie ten przeklęty Rasseneur jest wszystkiemu winien! Zresztą za chwilę przybędą żandarmi. Jest to zgoła niemoźliwem, by go miano zostawić na pastwę tłumu. Gregoirowie myśleli o córce. Co się stanie? A ona biedaczka taka lękliwa! Może jednak wobec niebezpieczeństwa panie zawróciły do Marchiennes. Oczekiwano jeszcze z kwadrans. Wrzask wzrastał ciągle, kamienie bębniły po okiennicach, pobyt w domu stał się męką nie do zniesienia. Pan Hennebeau podał już projekt, by wyjść, rozpędzić napastników i pójść na spotkanie powozu, gdy w tejże chwili wpadł Hipolit z krzykiem:
— Panie dyrektorze! Pani wróciła! Zabijają panią!
Powóz nie mógł przebyć napełnionej groźnemi grupami drogi z Requillart. Negrel wykonał drugi pomysł, przebyto tedy pieszo przestrzeń stumetrową, dzielącą ich od budynku dyrekcyjnego. Miano zapukać do bocznej furtki ogrodowej. Pewnie ogrodnik, lub który inny usłyszy i otworzy. Zrazu wszystko szło dobrze. Zapukano do furtki, ale nagle kilka kobiet spostrzegło przybyłych i wpadło w uliczkę. Sprawa poczęła się psuć. Nikt
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/341
Ta strona została przepisana.