Ale nie był to Rasseneur, lecz Stefan, który rąbał drzwi sklepu Maigrata, wołając do górników, że mają wszelkie prawo odebrać złodziejowi te zapasy, szubrawcowi, który ogłodził ich na jedno skinienie Kompanii. Wszyscy odbiegli od budynku dyrekcyjnego i rzucili się na sklep. Ponowiły się okrzyki: Chleba! Chleba! Tam, za temi drzwiami jest chleba dość. Głód ogarnął wszystkich. Nikt nie chciał czekać, czując, że za chwilę padnie omdlały na ziemię. Ścisk się zrobił taki, że Stefan nie mógł rąbać, bojąc się kogoś skaleczyć.
Maigrat z kurytarza domu dyrektora wyniósł się do kuchni. Ale stąd nic nie widział, fantazya jeno malowała mu najokropniejsze obrazy napadu na jego magazyn. Wyszedł więc na podwórze, by skryć się za studnią. Ale posłyszał trzask drzwi własnych, wrzaski i powtarzane swe nazwisko. Więc to nie był sen? Nie widział, ale słyszał wszystko. Każdy cios siekiery czuł w sercu. Teraz pewnie puszczą deski! Jeszcze pięć minut i po wszystkiem. Wyobraził sobie co się stanie. Wpadną zbóje, wypróżnią szuflady, worki, wszystko wypiją i zjedzą, zniszczą sam nawet dom i nie zostawią mu nawet kija żebraczego, by z nim mógł chodzić od wsi do wsi. Nie mógł wytrzymać. Nie, raczej zginąć, jak dać się zrujnować. Przez szyby widocznego stąd okna swego domu, widział twarz żony. Stała i czekała jak zawsze na ciosy, mające spaść na nią. Pod owym oknem stała komórka i można było po parkanie podwórza dyrekcyjnego dostać się na jej dach, a potem, po dachu i grzbiecie muru dojść aż do okna. Powziął myśl wrócenia tam, skąd oddalił się lekkomyślnie. Może czas jeszcze zabarykadować drzwi meblami? Przyszły mi na myśl bohaterskie sposoby obrony płonąca nafta, gorący olej i inne. Chciwość walczyła w nim z tchórzostwem, aż jęczał. Wreszcie na odgłos silniejszego ciosu siekiery chciwość zwyciężyła. Tak, położy się wraz z żoną na workach z chlebem... nie ustąpi!
Za chwilę podniósł się okrzyk:
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/346
Ta strona została przepisana.