Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/349

Ta strona została przepisana.

zachodu zdawało się iż się uśmiecha. Szyby zaszłe parą widocznie zmieniły obraz jej twarzy. Chociaż uciemiężona bita, zdradzana i wyzyskiwana co dnia biedna kobieta w głębi serca mogła się też cieszyć widokiem śmierci tyrana.
Reszta tłumu spoglądała w niemem osłupieniu na zwierzęce kaleczenie zwłok. Ni Maheu, ni Stefan, nie mieli siły przeszkodzić straszliwej zemście i tańcowi wiedźm. Z progu gospody Tisona wyzierała blada z oburzenia twarz Rasseneura, zdumione twarze Zacharyasza i Filomeny, obaj starzy poważnie potrząsali głowami, a Jeanlin trącał łokciem Beberta i zmuszał Lidyę do patrzenia na ochłap wiszący na kiju. Kobiety zawróciły i korowodem przedefilowały popod okna dyrekcyi. Damy i panny patrzące poprzez żaluzyę wyciągały szyje. Całej sceny nie widziały, gdyż przeszkadzał mur, a teraz ledwie widzieć mogły w mroku.
— Cóż te baby niosą na kiju? — spytała Cecylka, która odważyła się już patrzyć. Łucya i Janka oświadczyły, że musi to być skóra królika.
— Nie, nie, — rzekła pani Hennebeau. — Splądrowali pewnie jatki i niosą kawałek wieprzowiny.
W tej chwili zadrżała i umilkła. Pani Gregoire trąciła ją kolanem. Obie damy zdrętwiały, panny pobladły, nie pytały już i ścigały szeroko otwartemi oczyma krwawą wizyę.
Stefan chwycił siekierę, ale nie podobna było rozbić sklepu. Trup zagradzał drogę. Wielu cofnęło się. Zemsta została nasyconą. Wszyscy osmutnieli, Maheu stał ze spuszczoną głową, gdy nagle ktoś począł mu szeptać do ucha, by uciekał. Obejrzał się i zobaczył zadyszaną, ubraną ciągle jeszcze w strój roboczy Katarzynę. Gwałtownym ruchem odepchnął ją nie chcąc słuchać, grożąc biciem. Spojrzała nań z rospaczą, potem podbiegła do Stefana.
— Uciekaj, uciekaj, — szepnęła — Żandarmi idą!
Odpędzał ją też. Na jej widok przypomniał sobie otrzymany policzek. Ale nie poszła, wyrwała mu z rąk siekierę, porwała za ramię i pociągnęła za sobą.