uczynić ich panami. Ale jakże długiej pracy wymaga program taki! Nie czuł w sobie odwagi ni siły walczyć i oczekiwać zwycięstwa żyjąc na galerach głodu. Zwolna przestał czuć się dumnym z tego, że jest ich przywódcą, że za nich myśli i działa. To dziwne... Wydało mu się, że dusza jego z każdą godziną upodabnia się do dusz znienawidzonych kapitalistów.
Pewnego dnia przyniósł mu Jeanlin świecę skradzioną z powozowej latarni i było mu to wielką ulgą. Gdy go zmora przysiadła grożąc szałem, zapalał świecę i to pomagało. Skąpił jej sobie bardziej Jak chleba, była mu niezbędna do życia. Cisza dudniła mu w uszach. Nie było tu innych szmerów prócz drapania szczurów, trzasku starych belkowań i leciuchnego bardzo, ledwodosłyszalnego skrzypu pająków tkających sieć. Pytał się siebie ciągle co inni mogą robić tam na powierzchni ziemi? Na myśl mu nie przyszło wypierać się ich, opuszczać. To byłaby podłość. Skrył się poto jeno, by być wolnym, módz radzić i działać. Wśród tych marzeń rosła w nim i dojrzewała ambicya. Chciał porzucić pracę fizyczną dążyć do czegoś wyższego jak Pluchart, pracować politycznie i dalej, jak z tego wynikało, mieć swój własny schludny pokoik, gdyż, praca umysłowa wymaga ciszy i spokoju.
W drugim tygodniu, upewniony przez Jeanlina, że żandarmi sądzą, iż uciekł do Belgii odważył się opuścić swą kryjówkę. Chciał sobie zdać sprawę z sytuacyi i przekonać, czy należy wytrwać dalej w strejku. Z samego początku już uważał sprawę za straconą, teraz gdy oprzytomniał po chwilowem upojeniu, poczuł dawne wątpliwości i pewny był, że Kompania nie ustąpi. Ale nie był w stanie przyznać się do tego, dręczony obawą nędzy jaka teraz nastąpi i odpowiedzialności, jaka nań spadnie. Duma jego poniosłaby klęskę, a on sam wrócićby musiał do poniżającej pracy w kopalni. Upadek strejku, oznaczał koniec jego roli. Toteż nie okłamując się, usiłował rzetelnie odzyskać wiarę w powodzenie oporu, przywodząc sobie na myśl, że kapitał paść musi równocześnie z bohaterskiem samobójstwem pracy.
Z całej okolicy fabryki zamykano, bankructwa na-
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/355
Ta strona została przepisana.