plina wymagała ślepego posłuszeństwa, stał tedy bąkając słowa odpowiedzi głosem zaspanego dziecka.
Daremnie wysilał się Stefan, by poznać jego przekonania polityczne. Odpowiadał, tak... i... nie... bez śladu zrozumienia o co idzie. Kamraci mówią, że kapitan jest republikanin, ale jemu to obojętne, niema żadnych przekonań. Gdy każą strzelać, będzie strzelał z obawy kary. Stefan zadrżał gniewem dziecka ludu, nienawiścią do tych ludzi, którym odmieniono serca.
— Jak ci na imię bracie?
— Julian.
— Skąd jesteś?
— Z Plogof... tam!
Wskazał ręką sam nie wiedząc gdzie. Było to gdzieś w Bretanii, więcej nie widział. Ale na wspomnienie ożywił się, począł śmiać.
Mam matkę i siostrę. Czekają na mnie z utęsknieniem!... Ale nie prędko jeszcze wrócę! Gdym odjeżdżał odprowadziły mnie do Pont L’Abbé... Pożyczyliśmy konia od Lepalneka. Mało sobie nóg nie połamał na stoku Audiernne. Kuzyn Karol traktował nas kiełbaskami, ale płakaliśmy... nie mogliśmy przełknąć... O Boże... Boże miły! Jakże to daleko moja ojczyzna!
Łzy mu napłynęły do oczu, choć nie przestawał się uśmiechać. Plogof, cypel Racu szarpany falami, przedstawiał mu się w aureoli słońca w porze kwitnienia wrzosów.
— Powiedz mi — dodał — czy sądzisz, że dostanę w ciągu dwuletniej służby miesiąc urlopu gdy się będę dobrze sprawiał?
Stefan począł też opowiadać o Prowancyi, którą dzieckiem opuścił. Zatopili się we wspomnieniach i nie widzieli lecących z góry gęstych płatów śniegu. Naraz Stefan ujrzał, że Jeanlin skrada się i daje mu znaki. A prawda pomyślał, i na cóż fraternizować z żołnierzami potrzebaby długich lat by ich przekonać. Pojął teraz sygnały Jeanlina. Miano zluzować posterunek. Szybko pożegnał się i podążył do Requillart, a serce tłukło mu się, jakby poniósł
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/360
Ta strona została przepisana.