Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/371

Ta strona została przepisana.

będą, szał mnie ogarnia i szukam noża! Głupstw jeno narobiliśmy przed paru tygodniami! Trzeba było zniszczyć całe Montsou, nie zastawić kamienia na kamieniu!... I wiesz co.... wiesz czego żałuję? Oto tego, żeśmy przeszkodzili dziadkowi, gdy chciał zadusić córkę tych łajdaków z Piolaine! Moje dzieci także giną z ich winy!
Słowa te padały w mroku niby ciosy siekiery. Niebo otworzyć się nie chciało biedakom, promienny ideał zmieniał w truciznę zakażającą ich mózgi.
— Nie zrozumieliście mnie, — mógł wreszcie wtrącić zabierający się do odejścia Stefan — chciałem mówić o ugodzie z Kompanią. Wiem, że kopalnie ponoszą ogromne straty z powodu strejku i z penością ugoda doszłaby do skutku.
— Nie, nic z tego! — krzyknęła.
W tej chwili wrócił Henryś i Lenora z próżnemi rękami. Jakiś pan dał Lenorze wprawdzie dwa sous, ale poczęła się bić z bratem i pieniądz upadł w śnieg. Jeanlin szukał też razem z niemi, ale nie znaleźli monety.
— A gdzież Jeanlin?
— Poszedł mamo! Powiedział, że ma różne interesy do załatwienia.
Stefan słuchał, a serce mu się ścisnęło boleśnie. Niedawno jeszcze Maheude groziła, że pozabija dzieci gdyby żebrać się ośmieliły a teraz wysyłała je same i mówiła, że wszyscy górnicy powinni iść na żebry raczej jak podjąć pracę.
Malcy wróciły głodne, chciały jeść. Nie mogły pojąć czemu nie dadzą im jeść. Płacząc włóczyły się po izbie i potrącały nogi umierającej siostry, która jęczała z cicha. Matka biła na oślep po ciemku chcąc je ukarać. Ale gdy płakały coraz to głośniej zapłakała sama. Siadła na ziemi przy tapczanie, objęła Alzirę, dzieci przytuliły się do niej i wszystko czworo płakali rzewnie i długo. Przez łzy Maheude powtarzała raz poraz.
— O! mój Boże, czemuż nie zabierzesz wszystkich? Weź nas z litości! Połóż kres nędzy!