Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/373

Ta strona została przepisana.

Nagle rozległy się trzy stuknięcia w szybę a Souvarine podniósł głowę rozpoznawszy sygnał, którym się posługiwał Stefan, ile razy chiał pogadać z nimi. Nim jednak maszynista zdołał się ruszyć, Rasseneur otworzył drzwi i ujrzawszy postać oświetloną światłem izby zawołał:
— Nie boisz się chyba, bym cię zdradził! Lepiej wam będzie pogadać w cieple.
Stefan wszedł. Pani Rasseneur o fiarowała mu uprzejmie kufelek, ale odmówił skinieniem ręki, a szynkarz mówił dalej.
— Oddawna wiem gdzie się ukrywasz. Gdybym był szpiegiem, jak twierdzą twoi zwolennicy jużbym od dwu tygodni nasłał na ciebie żandarmów.
— Nie broń się! — odparł Stefan — Wiem, że nie uprawiasz tego rzemiosła. Można mieć różne poglądy, a szanować się mimoto wzajem.
Zapanowała znowu cisza. Souvarine oparł znów głowę o mur i zapatrzył się w dym papierosa, a ręce jego szukały nerwowo po kolanach ciepłej sierci Pologne. Królicy dziś nie było. Brakowało mu czegoś, sam nie wiedział czego.
Stefan siedzący po drugiej stronie stołu począł nareszcie.
— A więc jutro rozpoczyna się na nowo praca w Voreux. Negrel przywiózł belgijskich górników.
— Tak, przywieziono ich nocą! — potakiwał stojący w pośrodku, izby Rasseneur. — Robota się rozpocznie... nota bene... jeśli nie przyjdzie do walki z Belgami.
Potem dodał podnoszą głos:
— Słuchaj Stefanie! Kłócić się z tobą nie chcę, chcę ci jeno powiedzieć, że przewiduję nieszczęście, jeśli nie porzucicie bezcelowego oporu. Widzisz sprawa wasza stoi podobnie licho jak sprawa Międzynarodówki. Widziałem przedwczoraj w Lille Plucharta. Sprawa jego też źle stoi.
I szczegółowo począł opowiadać jak Międzynarodówka zrazu pozyskała miliony robotników i rozkwitła żywiołową siłą, że burżuje dotąd drżą na jej wspomnie-