Mówił dalej coraz bardziej rozgoryczony, o swym niedośnionym śnie braterstwa. Wyrzekł się swej pozycyi społecznej i swej klasy w nadziei, że doczeka ugruntowania nowego, opartego na braterstwie i pracy społeczeństwa. I teraz, podczas strejku, dzielił się z nędzarzami ostatnim groszem, traktował ich jak przyjaciół, przezwyciężył początkowe niedowierzanie i podbił w końcu swym spokojem i taktem. Ale cóż z tego? Mimo, iż odrzucił precz od siebie wszystkie przesądy klasowe, czuł, że nie zdoła zżyć się z robotnikami. Dziś zwłaszcza rozgoryczyła go notatka, którą znalazł w dziennikach.
Zwrócił się wprost do Stefana, a oczy jego rozbłysły:
— Czytałeś o tych czeladnikach kapeluszniczych w Marsylii, którzy mieli los, a wygrawszy główną wygraną kupili zaraz za sto tysięcy obligacyi renty państwowej i oświadczyli, że chcąc żyć nie pracując. Oto wasz ideał. Tak, wszyscy wy, francuscy robotnicy marzycie jeno o tem, by trafić gdzieś na skarb, wykopać go, skryć się w myszą dziurę i tuczyć się łakociami. Pomstujecie na bogaczów, a samym wam brak poświęcenia ofiarności i nie jesteście wstanie oddać na cele ogółu tej odrobiny złota, którą ślepy traf rzucił wam pod nogi. Godnymi szczęścia nie staniecie się dopóty, dopóki sami będziecie dążyli do posiadania, ożywieni jeno żądzą zajęcia miejsca burżuazyi, osiągnięcia jej synekur!
Rasseneur roześmiał się na myśl, że kapelusznicy marsylscy powinni byli wyrzec się swej wygranej. Wydało mu się to głupie. Ale Souvarine rozgorzał i ogarnięty fanatyzmem krzyknął:
— Padnięcie i wy, wraz z waszymi wrogami! Uczynimy z was i z nich jeden śmietnik, jedną kałużę błota i krwi! Zniknie również ze świata cała rasa ludzi żądnych użycia, żeru i próżniactwa! Patrzcie na moje ręce!... Gdybym miał w nich dość siły, chwyciłbym ziemię i rozdarłbym na kawałki!... Poszarpałbym jak zgniłe jabłko!... Zgładziłbym was wszystkich!
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/376
Ta strona została przepisana.