— Ślicznie powiedziałeś! — zawołała pani Rasseneura godzącą się na wszystko co było krwawe.
Zapadła znowu cisza. Po chwili Stefan napomknął znów o rotnikach belgijskich. Pytał Souvarina jakie rozporządzenia wydano w Voreux. Ale maszynista zapadł znowu w zadumę, bąknął tedy jeno, że rozdano żołnierzom strzegącym kopalni ostre ładunki. Ręce jego tak biegały po kolanach, że wreszcie uświadomił sobie, że szukają tam miękkiej ciepłej skóry Pologne.
— Gdzież się podziała Pologne? — spytał.
Szynkarz roześmiał się i spojrzał na żonę. Po chwili wahania odparła:
— Pologne? Jest w bratrurze.
Od czasu przygód swych w rękach Jeanlina biedna królica, której coś się stać musiało wydawała na świat same nieżywe małe, by więc nie żywić darmozjada, Rasseneur zdecydował się podać ją dziś na obiad w sosie z ziemniakami.
— Sam zjadłeś dziś kawałek Pologne. Smakowała ci... prawda?
Souvarine zrazu nie mógł pojąć. Potem twarz jego ściągnął kurcz nerwowy i wbrew woli dwie wielkie łzy stoczyły mu się po policzkach.
Ale nie zauważono tego, gdyż w tej chwili rozwarły cię gwałtownie drzwi i wszedł Chaval popychając przodem Katarzynę. Rozbijał się od paru godzin chełpliwie po wszystkich szynkach Montsou, aż naraz przyszło mu do głowy zajść do Rasseneura, by pokazać jemu i Souvarinowi, że się ich nie boi. Wszedł i rzekł do swej kochanki.
— Do stu djabłów, mówię ci, że wypijesz tu kufel piwa. Rozbiję łeb każdemu, kto na mnie z podełba popatrzy!
Katarzyna, ujrzawszy Stefana zbladła śmiertelnie, Chaval roześmiał się szyderczo.
— Pani Rasseneur, — zawołał — dwa kufelki! Oblewamy podjęcie pracy!
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/377
Ta strona została przepisana.