— Idź! — rzekł Stefan — albo dobiję cię!
Chaval wstał. Wierzchem dłoni obtarł krew płynącą z nosa i z zakrwawioną twarzą, podbiłem okiem wyszedł wściekły, że poniósł porażkę. Instynktownie ruszyła za nim Katarzyna. Ale u drzwi zwrócił się i rzucił jej w twarz garść obelg:
— O nie, nie! Jeśli jego wolisz suko, to idź spać z nim! Tylko nie waż się pokazać u mnie, bo połamię ci kości!
Zatrzasnął za sobą drzwi i wyszedł. Cisza zapadła znowu, słychać było jeno pryskanie węgli w kominie, na ziemi leżało przewrócone krzesło, a w piasek podłogi wsiąkała krew Chavala.
Katarzyna i Stefan, opuściwszy gospodę Rasseneura szli w milczeniu obok siebie. Nastąpiła odwilż, zimna odwilż, która nie topiąc śniegu pożółciła go jeno i zbrukała. Niebo było zasłane poszarpanemi chmurami, poza któremi jeno domyślać się można było księżyca. Cisza była zupełna, wiatr ustał, woda jeno ciekła z rynien i spadał miękko z dachów śnieg.
Stefan był zakłopotany, nie wiedział co począć z tą dziewczyną, która mu nagle spadła na kark. Milczał więc niekontent. Nonsensem było brać ją ze sobą do Requillart, a nie chciała wracać do domu rodziców. O nie, wszystko raczej, mówiła, jak stać się im ciężarem, po tem co zaszło. Nie mówili już teraz nic i szli na oślep drogą, będącą jedną kałużą błota. Z początku szli ku Voreux, potem zwrócili na prawo i znaleźli się nad kanałem.
— Musisz przecie gdzieś spać! — rzekł wreszcie Stefan. Gdybym miał izbę, zaprowadziłbym cię.
Urwał, zmieszany niewiadomo czemu. Przeszłość stanęła mu w oczach. Wspomniał jak się pożądali dawniej, a wstydliwość i delikatność nie dopuściła, by się posiedli. Czyżby jej pragnął jeszcze? Czuł się wzruszony i coraz bardziej wydawało mu się, że w istocie jej pożąda. Teraz