— Więc stanowczo nie chcesz? — spytał Stefan.
— Nie! — odparła. — Mamże brać ciebie po Chavalu, a po tobie innego znowu? O, wstręt to we mnie budzi! Zresztą nie robi mi to żadnej przyjemności, więc pocóż?
W milczeniu przeszli znów spory kawał drogi.
— A wiesz przynajmniej gdzie idziesz? — spytał znów. — Nie zostawię cię w nocy na polu.
— Idę do Chavala! — odparła. — Jest moim mężem i u niego wolno mi tylko spać.
— Ale on cię zbije strasznie.
Nic nie odrzekła, wzruszyła jeno ramionami. Będzie bił, a gdy się zmęczy, to przestanie. Czyż to nie lepsze jak włóczyć się po ulicach, jak ostatnia łajdaczka? Pocieszała się tem, że nawyknie do bicia, a na dziesięć dziewcząt, ośm niewątpliwie takie wiedzie życie. Gdy kochanek raczy ożenić się z nią kiedyś, będzie to już i tak z jego strony bardzo po rycersku.
Zwrócili się bezwiednie ku Montsou i pauzy coraz dłuższe przecinały ich rozmowę. Zdawało mi się, że już nie są razem. Stefanowi jeno przykrość sprawiało, że Katarzyna idzie do Chavala, na to, by ją bił. Ale cóż jej mógł ofiarować? Nie miał przytułku, chyba tamtą norę, z której wychodząc mógł się zawsze spodziewać, że mu kula żołnierza przeszyje czaszkę. Może to i lepiej znosić, co raz na człowieka spadło i nie narażać się na zmiany? Wiódł ją więc do Chavala i nie zaprotestował, gdy za węgłem budynku warsztatowego, kilkanaście kroków od kawiarni Piquetta zatrzymała go i rzekła:
— Nie idź dalej! Gdyby cię zobaczył, zrobiłby nową awanturę.
Z wieży kościelnej wybiła jednasta. Kawiarnia była zamknięta, ale poprzez okiennice błyskało światło.
— Bądź zdrów! — szepnęła.
Podała mu rękę i długo wydzierać musiała, bo puścić jej nie chciał. Nie odwracając się, podeszła do bocznych drzwi, otwarła je i znikła. Stefan nie odszedł i niespokojny patrzył na dom, czekając, co nastąpi... Drżał na
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/384
Ta strona została przepisana.