myśl usłyszenia krzyków bólu bitej Katarzyny. Ale cicho było ciągle, jeno w oknie na pierwszem piętrze błysło światło. Po chwili otwarło się to okno, wychyliła się zeń drobna postać i szepnęła:
— Nie wrócił do domu! Kładę się... proszę cię odejdź!
Stefan poszedł. Śnieg topniał teraz szybko, z murów, dachów i płotów, budynków fabrycznych i wszystkich pomroką nocy otulonych ciekła strumieniami woda. Zwrócił się do Requillart, był znużony bardzo i smutny i pragnął teraz nadewszystko zniknąć pod ziemią, zapaść się, nie wychodzić nigdy. Po chwili przypomniał sobie Voreux, owych belgijskich robotników, górników Montsou rozwścieczonych na żołnierzy, nie mogących znieść myśli, by ich obcy pozbawić mieli pracy w kopalni.
Znalazłszy się znów blisko wału, podniósł oczy w górę. Niebo było jasne, gdzieś w wyższych warstwach powietrza dmący wichr przeganiał porzedniałe już chmury, tak, że co chwila nikł i zjawiał się księżyc.
Naraz uwagę jego zwróciła scena rozgrywająca się na wale. Chodził po nim żołnierz tam i napowrót... regularnie... dwadzieścia pięć kroków ku Marchiennes i również tyle ku Montsou. Odcinał się ostro na tle nieba, a na plecach jego łyskał języczek bagnetu. Poza szopą, w której chronił się czasem podczas burzy dziadek Bonnemort, gdy jeszcze pracował nocami, czaił się cień jakiś. Stefan rozpoznał Jeanlina. Niezawodnie malec chciał spłatać jakiegoś figla nie widzącemu go żołnierzowi, gdyż zły był na wojsko, które tutaj zesłano niby zbójów, gotowych mordować robotników.
Stefan chciał zawołać na chłopca, obawiał się bowiem, by nie zrobił jakiego głupstwa, ale zawahał się przez chwilę. Księżyc utonął za chmurą i równocześnie Stefan ujrzał, że Jeanlin zwija się w kłębek jak do skoku. Ale rozjaśniło się znowu, a chłopak czekał przyczajony. Za każdym razem żołnierz dochodził do szopy zwracał się do niej plecami i maszerował z powrotem. Nagle, gdy księżyc przyćmiła nowa chmura, Jeanlin rzucił się,
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/385
Ta strona została przepisana.