Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/404

Ta strona została przepisana.

na gęstą braję, a pośród tych małych, ponajwiększej części wychudłych ciał ludzkich leżał jak wielka bryła zdechły koń.
Stefan nie raniony nawet stał obok Katarzyny, która ze strachu i zmęczenia przysiadła na belce. Nagle drgnął na dźwięk donośnego głosu i spostrzegł proboboscza Ranvier. Wracał właśnie z klasztoru i widząc pobojowisko wzniósł w górę ręce i drżącym z oburzenia głosem fanatyka błagał Boga, by cisnął pioruny na głowy morderców. Unosił się i mimo, iż nie miał słuchaczy, stojąc po kostki w błocie prorokował, iż bliskim jest czas sprawiedliwości i unicestwienia burżuazyi, którą osiągła szczyt zbrodni mordując wywłaszczonych przez siebie samą o głodzie pracujących nędzarzy.