Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/412

Ta strona została przepisana.

Zapomniała o mężu. Gospodarstwo szło i tak, został przecież Bouteloup. Ale przypomniała go sobie widać, gdyż dodała:
— Łajdaki spacerują, podczas gdy porządni ludzie gniją w kryminale!
Stefan chcąc ujść, wpadł na Pierronkę, która szybko zbliżała się ku grupie. Uszczęśliwiona była śmiercią matki, której gwałtowność groziła jej ciągle skandalem; nie opłakiwała też małej Lidyi i odetchnęła, pozbywszy się tego ciężaru, ale chciała pogodzić się z sąsiadkami, wkupić się w ich łaski, więc krzyknęła:
— A gdzież to moja matka i córka? Ludzie widzieli jak się kryłeś za nie, gdy strzelano!
Cóż miał zrobić? Zadławić Pierronkę i te wszystkie baby? Bić się z całą kolonią? Przez chwilę miał do tego ochotę. Krew w nim zawrzała, towarzysze wydali mu się trzodą bezrozumnego bydła i wściekłość go opanowała na nich. Jakże ciemni byli? Jakże mogli czynić go odpowiedzialnym za katastrofę? Ogarnął go wstręt, uczuł, że nie potrafi nimi owładnąć, przyspieszył jeno kroku i nie odpowiadał na obelgi. Niebawem musiał uciekać, gdyż tłum rzucił się za nim z wrzaskiem ogromnym, zwierzęcym, w którym tętniła cała nienawiść zawiedzionych. On teraz był wyzyskiwaczem, on mordercą, on sprawcą nieszczęścia. Rzucił się blady w boczną ulicę, a wrzeszcząca zgraja następywała mu na pięty. Gdy znalazł się na gościńcu, większość zawróciła, kilkunastu jeno ścigało go uparcie. Nagle przed samą kopalnią opodal gospody Rasseneura zastąpiła mu drogę inna grupa.
Byli tam Chaval i stary Mouque. Od śmierci syna i córki stary pełnił dalej swe obowiązki stajennego, nie pożaliwszy się nawet, nie zapłakawszy. Nagle, na widok Stefana zawrzał gniewem, łzy rzuciły się z jego oczu, a obelgi z czarnych krwawiących od żucia tytoniu ust.
— Łajdak! Świnia! Pies parszywy! Zapłacisz mi za dzieci. Giń szubrawcze!
Porwał z ziemi cegłę, złamał ją i cisnął w Stefana.