Milczeli i patrzyli na siebie nie wiedząc co sobie powiedzieć.
— Ano to bądź zdrów.
— Bądź zdrów.
Stefan zwrócił się ku kolonii, Souvarine poszedł znów wzdłuż kanału. Chodził tak samotny bez przestanku tam i z powrotem, niknąć w ciemności i wyłaniając się z niej znowu. Stanął wreszcie, policzył uderzenia zegara i przekonawszy się, że północ wszedł do kopalni.
O tej godzinie nie było tu nikogo. Spotkał jeno zaspanego dozorcę. Pod kotłami palić zaczynano dopiero o drugiej. Powiedział dozorcy, że zapomniał w szafie kamizelki i poszedł też po nią. W kamizelkę zawinięte były narzędzia, świder, obcęgi, mała, bardzo silna stalowa piłka, młotek i dłuto. Potem zamiast wyjść z kopalni udał się do szachtu drabinowego. Bez lampy z kamizelką pod pachą począł schodzić w głąb licząc drabiny. Wiedział, że klatka natrafia na wygięcie ścian szachtu w głębokości trzystu siedmdziesięciu czterech metrów przy piątym stopniu. Odliczywszy pięćdziesiąt cztery drabiny począł macać rękami i natrafił na wydęte deski. To tutaj, pomyślał.
Z pewnością i zimną krwią wprawnego robotnika wziął się do wykonania widocznie dobrze obmyślanego planu. Wyciął w ścianie przytykającej do szybu zjazdowego kwadratowy otwór. Pracował zapalając od czasu do czasu zapałkami.
Na przestrzeni od Calais do Valenciennes natrafiono swego czasu przy biciu szachtów węglowych na niesłychane trudności, gdyż przedsiębiorcy stanęli wobec kwestyi jak przedostać się przez rozległe i głębokie warstwy jezior podziemnych, leżących pod poziomem najgłębszych dolin całej okolicy. Kwestya była bardzo trudna i po ogromnych kosztach i wysiłkach rozwiązano ją budując specyalny rodzaj ogromnych beczek bez dna i wierzchu. Klepki tych beczek ujęte w mocne obręcze u góry i dołu izolowały szacht, klatki przechodziły środkiem, a o ściany tłukły fale czarnych wód nie widzących nigdy słońca. W Voreux musiano zamykać wodę w dwu poziomach.
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/421
Ta strona została przepisana.