jak opętani. Tłum wzrastał szybko, wrzaski i płacz było słychać daleko, a tam na szczycie wału, w szopie ojca Bonnemorta siedział na ziemi Souvarine. Nie odszedł jeszcze, siedział i patrzył.
— Nazwiska! Nazwiska! — wyły kobiety głosami wpół zdławionemi przez łzy.
Negrel stanął przed nimi i rzekł ostro:
— Gdy się jeno dowiemy, ogłosimy nazwiska. Ale nikt nie zginął, wszyscy zostaną uratowani... Ja zjeżdżam na dół.
Tłum zamilkł i czekał zdumiony. Czyżby doprawdy inżynier odważył się spuścić na dół? On tymczasem kazał odpiąć klatkę i zastąpić ją beczką, a z obawy, że woda zagasi mu lampę, kazał drugą przyczepić pod beczką.
Dozorcy pomagali w przygotowaniach drżąc na całem ciele.
— Pan jedziesz ze mną, Dansaert! — roskazał krótko Negrel.
Ale spojrzawszy na chwiejącego się na nogach Dansaerta ogłupiałego ze strachu, odsunął go na bok pogardliwym ruchem.
— Nie, wolę sam. Przeszkadzałbyś mi pan tylko!
Wszedł do beczki kołyszącej się u końca liny i w jednej ręce trzymając lampę, drugą pociągnął za sygnałowy sznur.
— Pomału! — krzyknął jeszcze maszyniście.
Maszyna ruszła zwolna, Negrel znikł w otworze przepaści, skąd dochodziły jeszcze dzikie jęki nieszczęśliwych.
U góry zastał wszystko w porządku i skonstatował dobry stan szalowania. Chwiejąc się na linie, obracał się na wszystkie strony, obmacywał rękami i oświetlał ściany. Było tu tak mało szczelin, że woda nie gasiła lampy. Ale gdy spuścił się w głębokość trzystu metrów zgasła odrazu, jak przewidział, a woda wypełniła beczkę. Odtąd widzieć mógł już tylko tyle, ile zdołał dostrzedz przy świetle dolnej, wiszącej pod beczką. Mimo swej odwagi zadrżał na widok spustoszenia. Trzymało się jeszcze kilka
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/434
Ta strona została przepisana.