mieli jeszcze ręce pocięte od cegieł, któremi rzucali na wojsko. Ludzie przyglądali się pobledli ze strachu i zdejmowali czapki, gdy przenoszono rannych.
Maheude czekała ciągle. Wyniesiono właśnie ciało Zacharyasza. Suknie były spalone, kadłub był zwęglonym klocem czarnym, nie do poznania, głowę zmiażdżyła mu i urwała eksplozya. Maheude poszła bez łez za zwłokami, ze Stelką na rękach i rozwianym włosem. Był to widok tragiczny. Filomena patrzyła głupkowato na resztki, potem buchnęła płaczem i to jej ulżyło. Matka odprowadziwszy ciało syna do kostnicy, wróciła zaraz czekać na córkę.
Minęły znowu trzy dni, pracowano dalej wśród ogromnych trudności. Szczęściem szyja wykuta nie zapadła się od wybuchu, ale powietrze w niej było gorące i zepsute, tak, że musiano je oczyszczać ręcznymi wentylatorami. Od nieszczęśliwych dzieliło hajerów już tylko dwa metry, ale pracowano teraz bez nadziei, z wściekłości jeno, gdyż sygnały ustały. Był to dwunasty dzień pracy, piętnasty od katastrofy i wszyscy byli pewni, że odnajdą trupy.
Nowy wypadek pobudził ciekawość mieszczuchów Montsou. Urządzono wycieczki do Requillart i Gregoirowie zdecydowali się też pojechać tam. Ułożono wycieczkę, mieli udać się powozem do Voreux wraz z Łucyą i Janką, stamtąd do Requillart by dowiedzieć się szczegółów od Negrela a potem miano wrócić na obiad do Montsou.
Gdy Gregoirowie wysiedli o trzeciej w Voreux zastali już tam panią Hennebeau. Ubrana w stalowy kostyum marynarski zasłaniała się parasolką od bladego, lutowego słońca. Niebo było pogodne, a powietrze ciepłe, wiosenne. Był tam też pan Hennebeau i roztargniony słuchał opowieści Deneulina o wysiłkach w celu zatamowania kanału. Janka, jak zawsze ze szkicownikiem w ręku, rozentuzyazmowana strasznym motywem rysowała, a obok niej Łucya siedząc na zmiażdżonym wózku zachwycała sie „bajecznem“ zniszczeniem. Wody kanału poprzez szczeliny tamy rzucały się kaskadami w głęboki jar po zapadłej
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/448
Ta strona została przepisana.