w głąb ziemi kopalni pozostały, ale woda zwolna opadała już odsłaniając okropne szczątki wyglądające jak obrzydła kloaka, zgniłe cielsko zapadłego w błoto zniszczonego miasta.
— I pomyśleć, że człowiek zadaje sobie tyle trudu, by to widzieć! — wykrzyknęła pani Gregoire rozczarowana.
Cecylka wyglądała prześlicznie i rozradowana była pogodą i ciepłem, żartowała też i śmiała się, ale pani Hennebeau kręciła ustami i mówiła:
— Rzeczywiście, nie jest to nic ładnego!
Inżynierowie śmiali się i usiłowali zabawić panie, oprowadzali je więc wszędzie, objaśniali funkcyonowanie pomp i bicie pali. Ale panie zniecierpliwiły się i poczęły poziewać dowiedziawszy się, że potrzeba pięć do sześciu lat na wyczerpanie wody i naprawienie szkód. O nie, nie chciały na to patrzyć... gotowo się jeszcze przyśnić człowiekowi!
— Wracajmy! — rzekła pani Hennebeau zwracając się do powozu.
Ale Janka i Łucya sprzeciwiły się. Jakto, już? A szkic jeszcze nie skończony! Wolały zostać. Ojciec przywiezie je wieczór na obiad. Pan Hennebeau wsiadł tedy z żoną do karety, gdyż chciał rozmówić się z Negrelem.
— My zaraz jedziemy za wami, — powiedział pan Gregoire, zboczymy jeno do koloni robotniczej i będziemy za pięć minut w Requillart.
Wraz z Cecylka i panią Gregoire wsiadł do powozu, który skierował się do wsi.
Państwo Gregoirowie chcieli wykonać akt dobroczynności. Śmierć Zacharyasza napełniła litością ich serca dla rodziny Maheuów, o której wszędzie mówiono. Nie żałowali tego rozbójnika Macheua, tego mordercę, którego rozstrzelać musiano, ale temwięcej litowali się nad matką. Ach, biedna kobieta! Mąż zabity, syn uległ wypadkowi, córka pod ziemią, może już martwa, a w dodatku chory starzec, dziecko, okaleczałe skutkiem wypadku
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/449
Ta strona została przepisana.