Znikły jej z przed oczu pola, nie czuła zapachu kwiatów, nie słyszała śpiewu skowronków, ujrzała znów czarną norę, uczuła zatrute powietrze. Dołączyła się do tego zabobonna dziedziczna trwoga przed „czarnym hajerem “, który chodzi po kopalni i kręci karki rozpustnym dziewczętom.
— Słyszałeś? — szepnęła.
— Nie, nic nie słychać.
— Ależ tak... wiesz... on... Patrz tam! Przecięto arteryę ziemi, a on mści się i zalewa wszysko krwią... Patrz tam stoi on! Czarniejszy od nocy. O, boję się! Boję się! Weź mnie stąd!
Umilkła, ale drżała ciągle. Potem rzekła:
— Nie, to nie on... to... tamten!
— Jaki tamten!
— Ten, co zawsze jest z nami... ten... zabity!
Zwidywał jej się Chaval, opowiadała o nim, o życiu jakie wiodła u niego, o jednym dniu, kiedy to był tak dobry w Jean Bart i o tylu, tylu dniach bicia po twarzy, plecach, o karesach równie strasznych jak plagi.
— Mówię ci, że on wróci, że zawsze będzie nam przeszkadzał!... Wróci, zazdrość nim owładnie i wróci! O, odpędź go! Weź mnie do siebie i nie opuszczaj!
Rzuciła mu się na szyję, szukała ustami jego ust i przyciskała do nich wargi namiętnie. I znowu rozwiały jej się przed oczyma ciemności, marzyła o słońcu, szczebiotała jak zakochana dziewczyna. Drżał czując ją tak blisko w pół nagą, bo okrytą jeno podartym kaftanem i spodniami, objął ją i wreszcie, w tych czeluściach grobowych, na łożu z błota przeżyli swą noc miłosną. Nie mogli umrzyć nie zaznawszy szczęścia, nie zaspokoiwszy pożądania, nie spełniwszy po raz ostatni przed śmiercią nakazu życia, które zmusza stwarzać życie. Zwątpiwszy we wszystko, kochali się nad grobem.
Potem nic się nie działo już. Stefan siedział ciągle w tym samym kącie na ziemi, trzymając na kolanach nieruchomą Katarzynę. Mijały godziny. Myślał, że śpi, ale dotknąwszy pojął, że umarła, mimo to nie ruszał się, bo-
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/469
Ta strona została przepisana.