pomni salwy karabinowej w Montsou i krew cesarstwa z tej rany płynąć nie przestanie. A choć kończy się kryzys przemysłowy i otwierają się fabryki jedna po drugiej, to mimoto, ogłoszony jest stan wojenny i spokój nie zapanuje już nigdy. Robotnicy policzyli się, poznali swą siłę, zbudził ich krzyk o sprawiedliwość, rozbrzmiewający po całej Francyi. Toteż pokonanie ich nie dało burżuazyi spokoju. Mieszczanie Montsou oglądali się niespokojnie niepewni czy ta cisza nie zwiastuje zagłady. Czuli, że walka rozpoczęta dopiero, i lada dzień wybuchnąć może strejk generalny, oparty o kasy strejkowe i wytrzymałość robotnika mogącego żyć przez ciąg miesięcy samym jeno chlebem. Tym razem trącono jeno pięścią w spruchniały gmach, tak sobie, na próbę, a już mieszczanie usłyszeli trzask krokwi. Czuli, że nastąpią nowe uderzenia, coraz to silniejsze, i że padnie w proch stary gmach jak zapadła się w głąb ziemi Voreux i po nich wszystkich zostanie bagno.
Stefan skierował się na lewo ku Joiselle i przypomniał sobie jak to obronił Gaston Marie. W oddali dostrzegł wieże szachtowe licznych kopalń Mirou, Madeleine, Crevécoeur. Wszędy pracowano, ciągle brzmiał mu w uszach stuk kilofów, tętniła od nich cała równia. Ciągle pod temi wszystkiemi polami jęczały skały od uderzeń stali, wszystkie wsi, i drogi i rozłogi oblane słońcem drżały od ciosów skazańców skrytych tak głęboko w swej katordze, że trzeba było wiedzieć ich jak się męczą, by dosłyszeć ciężkie ich westchnienia, co przebiwszy skały błąkają się jak opary po tych polach. I przyszło mu na myśl, że akty gwałtu nie przyspieszyłby bardziej wybuchu jak ta męka.
I na cóż było przecinać liny, wyrywać szyny, robijać lampy... na cóż ta cała praca,... na cóż ów bieg szaleńczy trzech tysięcy zrospaczonych? Czuł, że to dzieciństwo, że zgoła inaczej wyglądać będzie zemsta... w owym dniu. Ochłódł, stał się rozważniejszy. Tak, Maheude przeczuwała co nastąpi, akt zemsty wynijdzie z szeregów zorganizowanych spokojnie w syndykaty na podstawie ustaw, ramię przy ramieniu i wówczas zgładzi się kupkę nicponiów
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/480
Ta strona została przepisana.