Dansaert, Belg o grubych rysach twarzy i zmysłowym nosie odpowiedział z przesadną grzecznością.
— Tak panie inżynierze! Oto człowiek, którego przyjęto dziś rano.
Obaj wczołgali się do sztolni. Zawołano Stefana. Inżynier podniósł lampę i obejrzał go od stóp do głowy bez jednego słowa.
— Dobrze! — rzekł wreszcie i dodał. — Nie lubię nieznajomych, zbieranych po ulicy... W każdym razie ostatni raz tak się stało.
Nie słuchał wyjaśnień ojca Maheu, który tłumaczył się konieczną potrzebą i wskazywał na życzenie samej dyrekcyi zastąpienia przesuwaczek mężczyznami. Badał sklepienie, podczas gdy hajerzy pochwycili na nowo kilofy. Nagle zawołał:
— Słuchajcie no Maheu! Nie zależy wam widać na życiu!...
— O, to mocne! — odparł spokojnie górnik.
— Co, to mocne? Ależ to się już teraz obsuwa. Doprawdy wydaje się, jakby wam żal było drzewa, podpieracie w odstępach dwu przeszło metrów! Ach, zawszeście cisami. Żal wam minuty czasu i wolicie ryzykować życie, jak stracić jeden wózek na to, by porządnie podstemplować sklepienie! Natychmiast brać mi się do tego! W tem miejscu muszą być założone podwójne belki!
A gdy robotnicy przedstawiali, iż tak groźnie nie jest, iż sami przecież ocenić to potrafią ze względu na własne niebezpieczeństwo, wpadł w gniew i począł krzyczeć:
— Ha, a któż to ponosi szkodę, gdy wam kości pogniecie, może wy? Nie wy! Kompania musi wówczas płacić pensye waszym żonom i dzieciom! Znam ja was! Znam! Za jeden wózek więcej, narazicie się bez namysłu! Natychmiast brać się do roboty! Słyszycie?
Maheu, mimo wzbierającego gniewu powiedział jeszcze spokojnie, z namysłem:
— Gdyby nas lepiej płacono, stemplowalibyśmy też lepiej.
Inżynier za całą odpowiedź wzruszył ramionami. Spuścił się już ze sztolni i dodał jeszcze z dołu:
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/58
Ta strona została przepisana.