wisnął tak między ziemią a niebem w ciemnościach? Nareszcie ukazał się skrępowany, zdrętwiały ze strachu, z oczyma wychodzącymi z orbit. Był to kasztan trzechletni zaledwie, ochrzczony imieniem: Trompette.
— Baczność! — krzyknął ojciec Mouque, który miał polecenie objąć go w swą opiekę. — Przysuńcie go tu... Nie rozwiązujcie jeszcze.
Niebawem biedny Trompette leżał jak martwa masa na kamiennej podłodze. Nie ruszał się. Ta wielka czarna dziura w górze, ta nieskończenie długa droga przez ciemności, wreszcie wielka jasna hałaśliwa hala, wszystko wydało mu się strasznym snem.
Poczęto go rozwiązywać, gdy Bataille, którego właśnie odprzągnięto podszedł i wyciągnął szyję, by obwąchać towarzysza spuszczonego tu z powierzchni ziemi. Robotnicy rozstąpili się ze śmiechem. Cóż to pachniało tak od Trompette? Ale Bataille głuchy na drwiny parskał i obwąchiwał go dalej. Tak, bez wątpienia pachło świeże, zdrowe powietrze, kwiaty oblane promieniami słońca, o jakże dawno nie wąchał ich Bataiile! Stary siwek podniósł głowę i zarżał radośnie, ale w głosie jego czuć było zarazem utajone łkanie. Pozdrawiał towarzysza doli, cieszył się wspomnieniem czegoś dawno zapomnianego, co wdarło się tutaj w głębie ziemi wraz z przybyszem i opłakiwał go, wiedząc, że już nie ujrzy słońca nigdy.
— Ach, ta bestya Bataiile! — wołali robotnicy — Słuchajcieno jak to on rozmawia z kolegą! — I śmiali się rozweseleni komicznem zachowaniem się ulubieńca.
Trompette nie ruszał się jeszcze, choć był zupełnie wolny. Czuł widać dotąd sznury, krępujące go ze wszystkich stron i bał się jeszcze. Brutalny cios bicza postawił go na nogi. Stał teraz i drżał na całem ciele. Ale ojciec Mouque nie bawiąc się dłużej zabrał oba konie, zawierające ze sobą znajomość i zaprowadził je do stajni.
— No, teraz my? — spytał ojciec Maheu.
Ale jeszcze nie mogli wyjeżdżać. Musiano windę opróżnić z wózków, a przytem brakowało jeszcze dziesięć minut do czasu wyjazdu. Powoli opróżniały się wszystkie
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/66
Ta strona została przepisana.