Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/69

Ta strona została przepisana.

światło dnia przesiewało się przez zapylone okna. Jedna tylko maszyna połyskiwała jak srebro i złoto, stalą i mosiądzem swych części składowych, liny zaś obmazane czarnym tłuszczem wyglądały jak długie wstęgi zanurzone w atramencie. Wszystko zresztą, bębny umieszczone wysoko i podtrzymujące je potężne żelazne rusztowanie, winda, wózki, wszystko miało kolor mdły, szary, starego żelaziwa. Bez przestanku podłoga trzęsła się od uderzeń kół, zaś z miejsca, gdzie wysypywano wyciągnięty węgiel w celu przewiezienia go dalej, wznosił się słup czarnego, ciężkiego pyłu, który osiadał na ziemi, murach, narzędziach na wszystkiem aż do samego szczytu wieży szachtowej.
Chaval tymczasem spojrzał na rejestr umieszczony w oszklonej budce kontrolora i wrócił zapieniony z gniewu. Przekonał się tam, że strącono im dwa wózki, jeden z powodu, że nie był dostatecznie napełniony, drugi, ponieważ zawierał węgiel nie całkiem wolny od złomków skalnych.
— Ładny dzień mamy dziś! — wrzeszczał. — Jeszcze o dwadzieścia sous mniej! Ale dobrze nam tak... pocóż brać włóczęgów, próżniaków, którzy ruszają rękami jak świnia ogonem.
Spojrzeniem zjadliwem na Stefana uzupełnił swą przemowę.
Stefan w pierwszej chwili miał zamiar odpowiedzieć pięścią, ale pomyślał, że nie warto, bo wszak i tak ma sobie iść precz. To utwierdziło go jeno w postanowieniu.
— Nie można od pierwszego zaraz dnia wszystkiego robić doskonale! — łagodził ojciec Maheu dla miłego spokoju. — Jutro będzie robił lepiej.
Ale we wszystkich wrzało i wzrastała chęć do kłótni. W lampiarni, przy oddawaniu lamp Levaque pokłócił się z robotnikiem zapalającym je o to, iż lampy umyślnie źle czyści. Uspokoili się dopiero w ogrzewalni, gdzie ciągle palił się ogień. Musiano nawet zawiele dosypać węgla, gdyż piec rozżarzony był strasznie, a wielka izba