Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/74

Ta strona została przepisana.

gim stoliku pogrążony jak się zdawało w głębiem rozmyślaniu i pił powoli piwo. Trzeci wszedł, uczynił gest dostał kieliszek wódki i wyszedł bez słowa.
Ale za chwilę ukazał się wysoki mężczyzna około trzydziestu ośmiu lat, o pełnej, starannie ogolonej twarzy, dobrotliwie uśmiechniętej. Był to Rasseneur, dawniej hajer oddalony trzy lata temu przez Kompanię skutkiem strejku. Był dobrym robotnikiem, umiał mówić, ujmował się za pokrzywdzonymi robotnikami i został niebawem przywódcą malkontentów. Żona jego, jak wiele żon górników miała mały szynk, toteż Rasseneur gdy go wypędzono został szynkarzem, uciułał trochę grosza, resztę dopożyczył i wystawił kantynę niemal u wrót Voreux. Było to swego rodzaju wyzwanie pod adresem Kompanii. Przedsiębiorstwo rozkwitło w krótkim czasie, a Rasseneur stał się doradcą pokrzywdzonych, rozżarzał ich gniew i bogacił się na tem.
— Oto młody człowiek, którego zgodziłem dziś rano — począł prosto z mostu Maheu. — Czy masz wolną stancyę i czy chcesz mu udzielić dwutygodniowego kredytu?
Pełna twarz Rasseneura przybrała odrazu pełen nieufności wyraz. Obrzucił Stefana podejrzliwem spojrzeniem i odparł, nie starając się nawet usprawiedliwić odmowy.
— Oba moje pokoje gościnne zajęte, nie mogę.
Stefan spodziewał się tego, mimoto jednak zabolała go odmowa. Nagle żal mu było odchodzić stąd. Zdziwił się, skąd się ten żal wziął. No mniejsza z tem, pójdzie, gdy tylko dostanie swoje trzydzieści sous. Górnik pijący przy drugim stoliku poszedł. Inni wchodzili jeden po drugim po to tylko, by sobie przepłukać gardło i wynosili się zaraz ociężałym krokiem. Nie było w tem żadnej ochoty, żadnej przyjemności, ni namiętności. Ot proste spełnienie potrzeby, o czem i mówić nie warto.
— Co słychać? — spytał Rasseneur tajemniczym tonem ojca Maheu, który kończył powoli piwo.
Maheu obejrzał się dokoła i widząc, że prócz Stefana niema nikogo, rzekł: