Stefan patrzył i najbardziej zdumiał go kanał, którego w nocy nie dostrzegł.
Ujęto w sztuczne brzegi rzekę Skarpę i kanał ten ciągnął się w prostej linii z Voreux do Marchiennes, dwie mile długą taśmą srebrną pośród dwu szeregów drzew drzew wysokich, sterczących ponad niskie wały brzegów. Była to droga wodna, gościniec handlowy, a na blado niebieskiej wodzie odcinały się ostro czerwone dzioby cynobrem pomalowanych łodzi. W pobliżu kopalni znajdował się plac do naładowywania ze stojącymi na kotwicy statkami pontonowymi, na które ładowano węgiel wprost z wózków zataczając je po pomostach. Kanał załamywał się w tem miejscu i biegł dalej poprzez bagna, a ta ciągnąca się geometryczną linią nić wody zdawała się być jedyną arteryą życia całej nagiej równi... wielkim gościńcem, którym wywożono stąd węgiel i żelazo.
Oczy Stefana od kanału zwróciły się ku leżącej na płaskowzgórzu koloni robotniczej, której jedynie czerwone dachy widać stąd było, potem poszły ku Voreux, i zatrzymały się w dole na urwisku gliniastego gruntu, obok którego widniały dwa olbrzymie czworoboki nagromadzonych cegieł, które tutaj wyrabiano i wypalano na miejscu. Odnoga kolei, będącej własnością Kompanii biegła tędy ku kopalni osłonięta drewnionym parkanem. Tamtędy zjeżdżali zapewne robotnicy ziemni. Wagon popychany przez kilku ludzi turkotał i skrzypiał po szynach i to był jedyny odgłos jaki pochwycić można było uchem. Okolica przestała być teraz dla Stefana niezbadaną ciemnią, z której dochodził dziwny grzmot i błyskało światło nieznanych, czerwonych gwiazd. Piece pierścieniowe i baterye koksowe przygasły już równo ze świtem i dolatał tylko zadyszany oddech pompy parowej, płuc owego potwora, którego czarne wnętrzności przewędrował, potwora, którego nic nasycić nie mogło.
I nagle skrystalizowało się w jego mózgu postanowienie. Może chciał znowu ujrzeć niebieskie oczy Katarzyny, a może sprawiło to wydzierające się z czeluści Vo-
Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/78
Ta strona została przepisana.