Strona:Emil Zola - Germinal.djvu/95

Ta strona została przepisana.

rysia. W izbie na górze chrapał dalej ojciec Bonnemort tak równo, że od tego chrapania zdawał się cały dom zasypiać na nowo.
Maheude zdziwiła się. Wiatr na dworze ustał zupełnie, nastała gwałtowna odwilż, niebo było ołowiane, na mury domów wystąpiła lepka, zielonawa wilgoć, ulice pełne były charakterystycznego dla tej węglonośnej okolicy czarnego, lepkiego błota. Wyglądało jak zarobiona z wodą na papkę sadza i przylepiało się tak, że obawiać się można było, iż ugrzęzną w niem trzewiki i nogę wyciągnie się ze samą tylko pończochą. Maheude za pierwszym niemal krokiem musiała dać w twarz Lenorze, gdyż nabierała błoto na końce sabotów niby na łopatę. Wydostawszy się z kolonii robotniczej poszła wzdłuż wału zsypiska, przeszła ponad kanałem, a potem dla skrócenia drogi zwróciła się na grząskie ścieżki biegące przez pola wśród parkanów z przegniłych desek i szła ciągle mijając wozownie, warsztaty i wysokie kominy ziejące dymem, który zanieczyszczał daleko i szeroko powietrze, zwisając szarą chmurą ponad równią oszpeconą już i tak tyloma ponuremi, niezgrabnymi, brudnymi budowlami fabrycznemi. Z poza grupy topól wychyliła się stara, opuszczona kopalnia w Requillart ze szczątkami wieży szybowej, z której pozostało samo tylko główne rusztowanie. Potem skręciwszy na prawo znalazła się na gościńcu.
— Czekaj, nauczę ja cię ty świnio jakaś, robić gałki z błota! — krzyknęła na Henrysia, który w dłoni gniótł czarną kulę... Dostawszy swą porcyę uspokoił się i jakby zadowolony, że i on nie został bez policzka szedł obok siostry zezując jeno w tył za siebie, by widzieć ślady sabotów na błocie. Wszyscy troje szli teraz ociężale, znużeni wyciąganiem nóg z gęstwy lepkiej.
W kierunku ku Marchiennes czarna droga biegła prosto, jak kolejowy tor pośród zoranych pól, przecinając Montsou. W północnej części kraju drogi ciągną się przeważnie prostolinijnie, jeśli mają krzywizny to łagodne i niewielkie spadki. Wzdłuż nich stoją domy w co raz większej liczbie i widoczną jest tendencya zamienienia