Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/124

Ta strona została przepisana.

— Uczynię wszystko, co mi rozkażesz, ojczulku.
Przez ten czas morze się uspokoiło, a na wybrzeżu nie widać było żywej duszy. Kapitan rozkazał spuścić na wodę dwie większe szalupy uzbrojone dwiema kartaczownicami; dołączył do tego znaczną liczbę co najlepszych strzelb, spory zapas prochu i kul oraz nieco prowjantów, ponieważ nie wiedział, jak długo mogła potrwać ta wyprawa. Zrobiwszy to, dzielny kapitan oczekiwał nocy, by rozpocząć akcję.
O dziesiątej wieczorem wydał rozkaz do wsiadania na szalupy. Uściskał Annę wielce wzruszoną tem rozstaniem, które jednemu z dwojga mogło przynieść nieszczęście, polecił ją opiece starego Asthora oraz sześciu marynarzy, poczem wsiadł do szalupy.
Trzynastu marynarzy, mających wziąć udział w gorącej utarczce, zajęło już miejsca w szalupach. Byli uzbrojeni od stóp do głów i czekali tylko na znak, by pochwycić za wiosła.
— Czuwaj nad nią, Asthor, — ozwał się kapitan, zanim ruszyli na morze. — Powierzam ci moją córkę, która jest mi najdroższym skarbem na ziemi!
— Dam się zabić, gdyby tego było potrzeba, ale pan znajdzie córkę żywą — odpowiedział wilk morski.
Kapitan przesłał ostatni znak pożegnania Annie, stojącej koło parapetu, poczem dał rozkaz do odjazdu.