Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/132

Ta strona została przepisana.

ba; zresztą jądro tego owocu przypomina raczej karczochy niż mąkę.
Mac Bjorn minął i ten las, przemykając się pomiędzy lianami, wijącemi się wśród pni i tworzącemi sieć zwikłaną, aż zatrzymał się przed olbrzymią kępą gęstych zarośli.
— Spójrzcie tam wdół poprzez te gałęzie — odezwał się, zwracając się do kapitana.
Hill podniósł się, odsunął kilka gałązek, by lepiej widzieć, i w odległości około dwustu metrów ujrzał dwa rzędy chat, których kształty przypominały ule; były jednak obszerne i z niektórych stron osłonięte palisadą.
Wzdłuż wielkiej drogi, rozdzielającej te sadyby, płonęły liczne ogniska; przy ich blasku widać było gromadki dzikusów, biwakujących pod gołem niebem. Dzierżyli oni w dłoniach włócznie o grotach z żelaza lub kości, oraz ciężkie maczugi, noszące nader trafną nazwę „kruszycieli głów“.
Kapitan, wytężywszy wzrok, spostrzegł nieco na uboczu wielki szałas. Na jego wierzchołku powiewały strzępki materji i gałązki drzew, dokoła tłoczyła się gromada ludzi, przejęta pewnem ożywieniem.
— To szałas królewski — szepnął mu w ucho Mac Bjorn.
— Czy król nie żyje?
— Wczoraj rano był jeszcze żywy i nie wydawał mi się tak chorym, by miał się obawiać rych-