Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/160

Ta strona została przepisana.

— Dobrze, panie kapitanie — odpowiedział Bill uspokojony.
Ukłonił się Annie i oddalił się w stronę rufy. Jednakże twarz jego była blada, a pięści zaciskały się silnie, jakgdyby chciał w nich zmiażdżyć coś lub kogoś.
— Zbyt jesteś srogi, ojczulku — ozwała się Anna z wyrzutem. — Nie wiem, co sobie upatrzyłeś do tego biedaka.
— Dowiesz się później; teraz nie chcę ryzykować strasznego sądu.
W nocy zdarzył się dwukrotny alarm, który postawił na pokładzie całą załogę, gdyż spostrzeżono kilka łodzi, odpływających od wyspy; dość było jednak jednego wystrzału armatniego, by zmusić je do odwrotu.
Nazajutrz sytuacja pozostała bez zmian: „Nowa Georgja“ wciąż była uwięziona, a ludożercy nie schodzili ze swych stanowisk na wybrzeżu. Atoli za kilka godzin miało już nadejść wyzwolenie z tej niebezpiecznej matni, gdyż koło południa wielki przypływ winien był dosięgnąć największej wysokości i pozwolić okrętowi wypłynąć na pełne morze. Kapitan, który wzdychał do chwili, kiedy będzie można opuścić tę niemiłą okolicę, wydał zawczasu konieczne zarządzenia, by wszystko było gotowe na godzinę wielkiego przypływu. Nakazał zmniejszyć balast na przodzie okrętu, przenosząc na rufę większe kotwice, łańcuchy, skrzynie marynarskie, beczki ze słodką wodą, znaczną część rej zapasowych, a wreszcie klatki z tygrysami,